Jak się nie bać własnego życia

Na najbardziej głębokim i pierwotnym poziomie rządzi nami strach. Z tym faktem trzeba się pogodzić, tym bardziej, że strach na stronę pozytywną – chroni nas, oraz negatywną – kiedy z tą ochroną przesadza. To ciało migdałowate jest głównym centrum strachu i negatywnych emocji w mózgu.

No dobrze, wiemy więc, że mamy ciało migdałowate oraz, że odczuwamy strach. Jak myślisz, strach przed czym jest najsilniejszy? Przed śmiercią? To byłoby dość logiczne, ale widocznie jest jesteśmy do końca logiczni. Gdyby strach przed śmiercią był najsilniejszy ludzie nie popełnialiby z byle powodów samobójstw. Swoją drogą – współczynnik samobójstw podczas wojen spada poniżej średniej. Ten sam współczynnik podczas kryzysów finansowych rośnie ponad przeciętną.

Często wymienia się również strach przed porażką lub nawet strach przed sukcesem. Strach przed sukcesem wydaje się być paradoksalny, dlatego może to być odpowiedź właściwa (lub bardziej właściwa). Życie uczy nas, że często posługuje się paradoksami.

Niezależnie od tego czy boisz się niepowodzenia czy powodzenia i niezależnie od tego, którą opcję przypiszesz sobie, poziom głębiej leży coś jeszcze bardziej pierwotnego. Ciało migdałowate przegrzewa się z przepracowania…

Jest to strach przed nieznanym. Niezależnie od tego, czy boisz się sukcesu czy porażki, jedno i drugie niesie ze sobą niepewność.

Zacząłem zastanawiać się czy strach przed nieznanym jest poziomem ostatecznym. I powiem Ci, że nie wiem. Ponieważ mamy jeszcze coś takiego jak strach przed osądem. No bo tak właściwie to dlaczego boisz się nieznanego? Bardziej boisz się upaść gdy nikt nie widzi czy przypatruje Ci się grupą ludzi?

Byłem kiedyś świadkiem sceny, kiedy to tuż po mało groźnym wypadku młodemu kierowcy zakładano opatrunki, zebrał się tłum gapiów a jedyne co on powtarzał na głos to: „Ale wstyd, ale wstyd”. Ewentualność osądu była ważniejsza i głębsza niż fakt, że stracił przednie zęby i skasował samochód.

Nie umiem powiedzieć, czy strach przed osądem jest poziom głębiej czy idzie równo w parze ze strachem przed nieznanym. Nie zmienia to faktu, że i jeden i drugi ma bardzo dużą łatwość paraliżowania naszego życia.

Spójrzmy więc na chwilkę czym jest niepewność. Niepewność pojawia się, kiedy chcesz zrobić coś nowego. W skrócie niepewność = innowacja. Niepewność to tworzenie. W takim razie pewność = odtworzenie. Tym sposobem, jeśli nie zamierzasz przeżyć życia robota, niepewność będzie towarzyszyła Ci zawsze – za każdym razem kiedy robisz coś nowego, może wydarzyć się coś nieoczekiwanego.

Jak wiemy życie jest ewolucją, czyli innowacją. Stąd życie z zasady to niepewność. Gdyby zapanowała na świecie pewność oznaczałoby to koniec rozwoju, postępu i ruchu. Tak więc niepewność = życie. Pewność = śmierć. Czy niepewność zaczyna właśnie wyglądać ciut bardziej sexy?

Stąd wynika kolejny paradoks życia – niepewność jest pewna, a pewność niepewna. Czyli wybierając życie w niepewności wybierasz – inaczej mówiąc – pewność niepewności. Niepewność stała się pewnościa… Nie wiem czy nadążasz…

Strach przed osądem sprowadza się na dobrą sprawę do 2 pytań:

1) Czy to jest wystarczająco dobre?
2) Czy ja jestem wystarczająco dobry?

Pytania te kierowane są na zewnątrz oraz do siebie samego. Takie z nas małe schizolki…

Odpowiedzi na te pytania – od ludzi nas otaczających oraz od nas samych mogą być albo konstruktywne, albo nie. Tymi 'nie’ nie ma co się zajmować. Co zrobić z tymi konstruktywnymi? Wykorzystać. Randy Komisar, biznesmen i inwestor, który mnie ostatnio mocno intryguje, powiedział o potrzebie stworzenia „kultury konstruktywnej porażki”. Co za fenomenalny pomysł!

Na czym polega kultura konstruktywnej porażki? Ano polega ona na tym, że po tak zwanym niepowodzeniu zbierasz informacje, analizujesz je, wyciągasz z nich potrzebne elementy a potem wstawiasz je do nowego zadania i realizujesz. Traktujesz je jako informację zwrotną. A potem znowu z niecierpliwością czekasz na wyniki. Bo nie możesz inaczej niż wynikami nazwać informacji zwrotnej, która wykorzystujesz do wzmocnienia siebie i poprawienia przyszłych rezultatów.

PS – jeśli zainteresowała Cię metoda Komisara, spójrz na post o iteracji.

Rafał mazuR

  • Artur_B==>

    3 maja, 2020 o 11:42 Odpowiedz

    przeczytałem i powiem ci, że mam mieszane uczucia, w dużej mierze się nie zgadzam, a dokładniej uważam, że autor spłyca trochę naturę ludzką i ogólnie to jak cały świat funkcjonuje. Ale zgadzam się z tym, że motywacja jest ważna, choć wolałbym by wynikała z relacji z ludźmi na których nam zależy niż z słów, którym jest bliżej do twórczej autodestrukcji i sprawdzania jak dużo niepewności jest w stanie znieść twój układ nerwowy, zanim zamienisz się w choleryka i będziesz rzucał w ludzi pustakami, bo poczułeś Zen Jaskiniowca

Dodaj komentarz

Regulamin | Polityka Prywatności


Copyrights 2024 © Rafał Mazur; Powered by Azantic