Twój przyjaciel – stres
Stres zabija! Gówno prawda!
Całe to gadanie o stresie przypomina mi satyryczny rysunek Andrzeja Mleczko, na którym działacz mówi do ludu: „Z dniem dzisiejszym wprowadza się następujące przysłowia i porzekadła ludowe.” Jeden pół-mózg zawyrokował, reszta bez-mózgów się zgodziła. Ciut jak z Tłustym Czwartkiem – ktoś wymyślił: „Tego dnia wszyscy mają jeść pączki.” No to stoją w kolejkach i jedzą.
Do rzeczy – stres nie zabija. Stres wzmacnia. Stres jest sprzymierzeńcem.
Stres to narodziny. Brak stresu to śmierć.
No to co w takim razie zabija? Stresowanie się zabija. Zaraz pokażę Ci różnicę.
Parę założeń na początek.
Po pierwsze – ciut więcej niż założenie – percepcja jest rzeczywistością. Jedni ludzie boją się wysokości a inni wyskakują ze spadochronem z samolotu w którym nie ma awarii. Jedni ludzie boją się pająków, inni hodują w domach ptaszniki – włochate paskudztwa wielkości ratlerków. Jeśli wiesz, że ktoś się czymś stresuje – masz 100% pewności, że znajdziesz kogoś kto to uwielbia.
Wiemy już, tym cudownym sposobem, że stres leży w interpretacji.
Po drugie – jeśli czytasz te słowa – największy kataklizm z Twoim życiu miał już miejsce. Urodziłeś się. Przy czym urodziłeś się w chaosie, bólu, krwi i krzyku. W dodatku zbili Cię, żebyś oddychał. Przyszedłeś na świat w stresie. Jest również bardzo prosty sposób, by stresu uniknąć – umrzyj.
Jako że żyjesz i zakładam, że wciąż chcesz, stres jest czymś z czym będziesz się spotykać. Pojawia nam się tu prawo hormezy:
„Hormeza – zjawisko polegające na tym, że czynnik występujący w przyrodzie, szkodliwy dla organizmu w większych dawkach, w małych dawkach działa nań korzystnie.”
No dobra, ale od czego zależy czy dawka jest mniejsza i wzmacniająca (stres) czy większa i szkodliwa (stresowanie się)? Wszystko sprowadza się do dwóch słów: poczucie kontroli.
Im wyższe jest Twoje poczucie kontroli – tym mniej się stresujesz. Im niższe jest Twoje poczucie kontroli – tym stresujesz się bardziej. Oczywiście później pojawia się efekt wzmocnienia:
Kontroluję sytuację > mniej stresu > bardziej racjonalne działanie > większa kontrola faktyczna
Nie kontroluję > więcej stresu > więcej negatywnych emocji i nieracjonalnego działania > mniejsza kontrola faktyczna
W wielkim skrócie – to czy, jak, ile i czym się stresujesz zależy od Ciebie. A dokładniej – od poczucia kontroli.
I tu dochodzimy do kolejnego etapu tej krótkiej podróży – różnicy między umysłem i mózgiem. „Nie jesteś swoim mózgiem” (You Are Not Your Brain) to tytuł książki, która napisał dr. Jeffrey Schwartz – facet, który specjalizuje się temacie leczenia zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych. To on pomagał Leo DiCaprio przygotowywać się do roli Howarda Hughesa oraz pozbyć się jego własnych „prywatnych” kompulsji.
W jaki sposób? Poprzez nauczenie się rozpoznawania przez umysł wszystkich fałszywych sygnałów, które podrzuca Ci mózg. Tak więc – o czym pisałem tu już zdaje się dwa razy – zmiana możliwa jest poprzez zmianę perspektywy (percepcji) albo zmianę środowiska.
A więc co dałoby Ci poczucie kontroli? Można jest wygenerować sztucznie w próżni, ale nie potrwa to zbyt długo. A więc co dałoby Ci poczucie stałe? Dla mnie czym tym czymś jest zrozumienie mechanizmu. Po to w sumie powstał ten blog. Tak więc zrozumienie. Przydatne jest również to, że masz całkowitą pewność co do niepewności, która Cię otacza. Twoje życie jest owiane niepewnością poza pewnym finałem – umrzesz. Cała reszta to do pewnego stopnia szczegóły.
Nad niektórymi z tych szczegółów nie masz żadnej kontroli – stresowanie się tutaj nic nie zmieni. Nad innymi masz – tu również jest niepotrzebne – bierz się do roboty i dokonuj zmian. W obu przypadkach w finale umrzesz – ale bez stresowania się pożyjesz dłużej i zostawisz po sobie ładniejszego trupa.
Źródłem stresowania się jest Twój mózg. Drogą do wolności i wzmocnienia jest Twój umysł.
Mózg to oprogramowanie, które podrzuca Ci rzeczy na autopilocie. Umysł to to, co z nimi zrobisz.
„Przeżyłem w życiu wiele katastrof. Większość z nich nigdy się nie wydarzyła.” Mark Twain
-
24 lutego, 2012 o 11:29
Właśnie zastanawiało mnie jaki jest cel tego bloga… podzielenie się tym co wiesz? Ale faktycznie chodzi chyba o zrozumienie jak to wszystko działa, próbę oswojenia nieznanego i uporządkowania chaosu. I jak – żyje Ci się z tym lepiej?
Ostatnio napisałeś o traktowaniu życia jako biznesu. Do mnie to nie do końca przemawia – biznes kojarzy mi się z bezdusznością i wyrachowaniem.
-
24 lutego, 2012 o 23:57
1) Dzięki, że jesteś tu ponownie.
2) Cel bloga – po pierwsze, jest to blog dla mnie. Rodzaj lepiej napisanej wewnętrznej notatki. Pojawiają się tu głównie 2 rzeczy – albo coś mnie męczyło i musiałem to z siebie wyrzucić, albo wpadłem na coś ciekawego. Po drugie – wierzę w to co twierdzi Charlie Munger – myślimy modelami. Im więcej modeli znamy, tym lepiej myślimy. O tym co Munger nazywa „mental models” czyli w wolnym tłumaczeniu wzorcami myślowymi będę pisał później. Czyli to jest ta część drogi do zrozumienia (zen) oraz wcielenia ogniem i mieczem (albo jak Elżbieta Gałązka Salamon błyskotliwie przetłumaczyła w Pulp Fiction – palnikiem i obcęgami – to jest część jaskiniowca)
3) Życie jako biznes. Mnie biznes fascynuje. Jest wg mnie najwyższą formą ewolucji i doboru naturalnego. Jest esencją życia. Chylę czoła przed każdą uczciwą osobą prowadzącą działalność gospodarczą – niezależnie od jej wielkości. Szanuję każdego, kto ryzykuje po to, by dostarczyć wartość dla innych. Bo z tego składa się każdy biznes: z elementu dostarczania wartości (generowanie zadowolonych klientów) oraz z elementu robienia pieniędzy. To doskonały przykład tego, jak egoizmy mogą się sumować i służyć dobru.
A co do bezduszności i wyrachowania – tacy również jesteśmy jako ludzie, więc i takie potrafi być życie i taki tworzymy biznes. Ludzie są różni.
Dodaj komentarz