O tym jak dotrzymać postanowień noworocznych (i nie tylko!)

Zaprawdę powiadam Wam – ludzie są bardzo zabawni. Zmienia się godzina a co za tym idzie zmienia się data – w tym wypadku także i rok – i ludzie, w całej swojej naiwności i uniesieniu sądzą, że z nową datą stają się nową osobą. Pozwól, że przebiję ten balonik – nie kurwa, nie jesteś nową osobą. Jesteś dokładnie tą osobą, którą byłeś o 31 grudnia o 23:59  roku pańskiego 2017. Jesteś DOKŁADNIE tą samą osobą co jeszcze 3 minuty temu, dlatego szansa, że pozostaniesz w starych torach jest ZNACZNIE, ZNACZNIE większa niż to, że je zmienisz.

Jednak to, że jesteś tą samą osobą nie oznacza absolutnie, że nie możesz ZACZĄĆ STAWAĆ się osobą NOWĄ, lepszą i silniejszą. Dobra i zła wiadomość jest bowiem taka, że za każdym razem gdy coś robisz albo wzmacniasz nawyk już istniejący (stary) albo wyrabiasz sobie nawyk nowy. A ponieważ jesteśmy naszymi nawykami, zobaczmy jak wyrobić w sobie NAWYK dotrzymywania obietnic. Nie tylko tych noworocznych.

Przejdźmy zatem do rzeczy, jeśli pozwolisz.

No więc jadę sobie z moją żoną w samochodzie i mówi mi ona, że może napisałbym coś o dotrzymywaniu noworocznych postanowień, bo doczytała się gdzieś, że już po 2 tygodniach stycznia 35% ludzi porzuca robienie (lub nie robienie) tego, na czym im rzekomo tak bardzo zależało. Ostatecznie postanowienia noworoczne dotrzymuje jedynie około 8% ludzi – z czego zapewne połowa kłamie. Co idealnie pokrywa się nam z zasadą głoszoną przez jednego z najbardziej niepoprawnych politycznie psychologów w historii ludzkości, nie-świętej pamięci Chrisa Hyatta, czyli zasadą 5/95. Zasada ta mówi nam, że 95% ludzi stanowi jedynie POKARM dla 5%, którzy cele swoje osiągają…

Robota pod presją i te nadgodziny!

Mniej więcej tylko 5% z nas ma szansę cokolwiek osiągnąć. Reszta jest POKARMEM. Cały postęp cywilizacyjny zawdzięczamy tej właśnie nielicznej grupce. Jest to DUCHOWA ARYSTOKRACJA, która spojrzała prawdzie w oczy i odrzuciła ILUZJĘ SKOMPLIKOWANEGO ŚWIATA – Chris Hyatt.

Pokarmem kogo? Pokarmem czego? Pokarmem dla innych ludzi, pokarmem dla swojej słabości, pokarmem dla swoich stanów emocjonalnych, pokarmem dla okoliczności, dla 'przeciwieństw losu’, dla 'braku motywacji’, dla 'nie wiem jak’ czy 'to i tak nie ma sensu’. W skrócie – są ofiarą bo tak, de facto, wybrali. Pragnę przypomnieć, że to my, ludzie, jesteśmy jedynym gatunkiem, który może świadomie wybrać, czy chce być ofiarą czy też mieć realny wpływ na własny los.

Tak więc ten post NIE będzie o jakimś tam dotrzymywaniu jakiś tam noworocznych postanowień – które i tak w większości przypadków są życzeniami rodem z dupy. Tu będziemy rozmawiali o tym jak możemy przenieść się do elitarnej formacji DUCHOWEJ ARYSTOKRACJI – czyli jak przeżyć nasze życie jak najbardziej jak najbardziej na NASZYCH WARUNKACH. Jak przeżyć nasze życie GODNIE, MOCNO, z SIŁĄ i DUMĄ. Oraz, oczywiście – SKUTECZNIE, bo jak powszechnie NIE wiadomo: SIŁA SKUTECZNOŚCI NIE MA SŁABYCH STRON!

No więc ludzie nie dotrzymują noworocznych postanowień, bo ludzie, generalnie, nie dotrzymują absolutnie niczego i w swojej większości są tak dysfunkcyjni, że aż bezużyteczni. Zasada którą głosił Hyatt wynika z innej, bardziej ogólnej zasady 80/20, która mówi nam (w tym kontekście), że w każdej grupie mniej więcej 80% ludzi nie osiągnie niczego, nawet jeśli da się im wsparcie, wiedzę, narzędzia czy zasoby, natomiast 20% poradzi sobie – od radzenia sobie koncertowego po radzenie sobie jako-tako.

Bystre i kumate ludzie zajrzali więc wgłąb zasady 80/20 i zobaczyli, że bardziej precyzyjna dystrybucja wygląda mniej więcej tak:

  1. 80% z uporem godnym lepszej sprawy pozostanie w dupie, żeby nie-wiem-co
  2. 15% osiągnie zadowalające wyniki (słowo klucz – zadowalające, o czym nieco później)
  3. 5% będzie urywać światu dupę na lewo i na prawo

Czyli, model dystrybucji SUKCESU jest bardzo nieliniowy i bardzo niesymetryczny i wygląda mniej więcej tak: 5 – 15 – 80, co, jeśli go uprościmy nadamy mu nieco więcej KONTRASTU (o czym też nieco później) w wersji czarno-białej wygląda tak:

5 – 95

Spokojny, skoncentrowany i skuteczny… © Paramount Pictures

I o tym mówił Chris Hyatt: 5% ludzi robi – mniej więcej – to co chce i tak jak chce a 95% ludzi przygląda się temu lub pada tego ofiarą.

Co potwierdzają nam statystyki, na przykład sportowe, które pokazują wyraźnie, że około 5% zawodników / drużyn wygrywa 95% zawodów / mistrzostw. Czyli dla reszty, a więc 95% pozostaje tylko 5% ochłapków. Gdy mowa o PIENIĄDZACH, sprawa wygląda jeszcze bardziej dramatycznie, bo okazuje się, że model jest jeszcze bardziej zachwiany: 95% pieniędzy należy do 0,1% ludzi. Powtarzam – 95% kasy jest w rękach 0,1% ludzi a to oznacza, że pozostałe marne 5% pieniędzy należy do 99,9% ludzi. Tak przynajmniej twierdzi Ray Dalio, który zresztą sam zalicza się do tego 0,1%. Tak więc nie jest tu ani fair, ani demokratycznie, ani poprawnie politycznie.

A jest tak jak było zawsze i tak jak zawsze będzie – jest kurwa darwinistycznie, bo to NIE jest świat dla słabych ludzi i przykro mi, ale cisi nie zostaną błogosławieni ani nie posiądą na własność ziemi – ziemią na własność posiądą ci, którzy uważają, że na nią zasługują i gotowi są o nią walczyć (w taki czy inny sposób).

Conor McGregor amerykańskiego kościoła i główny teolog dobrobytu, Wielebny Ike, lubił swoje Rolls Royce’y

Przypominam zatem klasyczny podział oparty na KONTRAŚCIE, kontraście, który jest przyjacielem każdego, kto chce osiągnąć w życiu WYNIKI z nie samozadowolenie z posiadania pulsu:

SILNI i SŁABI (chociażby Nietzsche)
KILLERZY konta FRAJERZY (Trump)
MASTERZY kontra MASTURBATORZY (Mylett)

Ta cudowna idea, że to cisi odziedziczą ziemię, w najlepszym wypadku jest naiwną mrzonką. To silni odziedziczą ziemię. Skromni i cisi gówno odziedziczą – Gene SIMMONS

To jest właśnie, między innymi, to „spojrzenie prawdzie w oczy i odrzucenie iluzji skomplikowanego świata” o których mówił Hyatt. Do czego jeszcze wrócimy, w części dotyczącej świata mechanicznego.

WIĘCEJ KONTROLI

Ten sam Hyatt mówił nam, że celem każdego celu jest zwiększenie kontroli – czyli poczucia kontroli, kontroli, którą masz nad sobą i nad środowiskiem zewnętrznym. W tym tylko sensie bardzo zabawna i paradoksalna jest sytuacja, w której czynisz jakieś „postanowienie” (hihi) a potem postanawiasz je porzucić. Robiłeś coś by zwiększyć ilość kontroli w życiu w wyniku czego udowodniłeś sobie, że masz jej jeszcze mniej niż zakładałeś, więc teraz masz pełne prawo poczuć się ze sobą jeszcze gorzej…

Jako, że zapewne nie znamy się osobiście i nie pracowaliśmy ze sobą, zakładam tu parę rzeczy z góry. Zakładam że czytasz to bo jakieś tam postanowienie masz i WIEM, że może dotyczyć ono tylko 3 stref życia. A wiem to, bo tylko te 3 elementy możemy DOSKONALIĆ.

  1. możemy doskonalić nasze CIAŁO
  2. możemy doskonalić nasz UMYSŁ
  3. i możemy doskonalić nasze UMIEJĘTNOŚCI

Koniec kropka. Tylko w tych 3 zbiorach możemy się poruszać. Zresztą, to CO chcesz osiągnąć (stan ciała, stan ducha czy stan konta), z mojego punktu widzenia, czyli z punktu widzenia osoby, która może Ci w tym pomóc, jest absolutnie DRUGORZĘDNE. Dużo ważniejsze – i dla mnie i dla Ciebie – jest to PO CO chcesz to osiągnąć. Przy czym podkreślam – nie to 'DLACZEGO’, bo dlaczego zachęca nas do racjonalizowania (czyli pierdolenia głupot samemu sobie) podczas gdy PO CO zachęca nas to nieco bardziej realistycznego i egoistycznego spojrzenia na sprawy. Trąbiłem zresztą o tym przy okazji mojej „Motywacji bez motywacji”:

„Ktoś powie, że bawię się w profesora Miodka, ale dla mnie dużo ważniejsze niż pytanie DLACZEGO jest pytanie „PO CO?” Ono dużo bardziej sprowadza mnie na ziemię. DLACZEGO zachęca do 'filozofowania’ – PO CO odnosi się bezpośrednio do interesu własnego i uruchamia tak zwany „chłopski rozum”, który nie lubi i nie rozumie abstrakcji. Próby zrozumienia 'DLACZEGO’ bardzo często powodują czasowy, lub co gorsza, stały paraliż. Jestem wielkim fanem rozwijania się i rozumienia otaczającego mnie świata, ale czasami lepiej zastanawiać się CO ROBIĆ niż próbować zrozumieć dlaczego coś się dzieje.

Dlatego „DLACZEGO?” jest często pytaniem rozpraszającym podczas by „PO CO?” pozwala mi się lepiej skoncentrować na prawdziwej intencji.

Problem z „DLACZEGO?” polega też na tym, że zamiast obserwować co się dzieje zaczynasz tworzyć swoje interpretacje – a interpretacja jest opinią. A ponieważ lubimy mieć rację, utożsamiamy się z opinią i traktujemy udowodnienie jej prawdziwości osobiście. Angażujemy swoje ego i wzmacniamy strach przed tym, że popełnimy błąd. Znowu nasilamy mechanizm obrony samooceny – albo przez naginanie rzeczywistości do naszej opinii albo poprzez unikanie działania, czyli „problem z motywacją.”

Jak już wspomniałem, pytanie „Dlaczego” jest dla mnie przereklamowane. Przede wszystkim liczy się pytanie „CO?” – Co się dzieje? Co chcę osiągnąć? Co mogę już TERAZ zrobić?

To są odpowiednie pytania po to by ruszyć z miejsca. Później, ewentualnie, możesz zastanawiać się „PO CO” robisz to co robisz i na końcu pomyśleć o tym DLACZEGO. Najważniejsze jest to, CO chcesz osiągnąć. Potem PO CO Ci to a dopiero na końcu DLACZEGO.

Przykładem jest giełda – jeśli włożysz pieniądze w akcje i cena tych akcji szybko spada uratować Cię może patrzenie na to CO się właśnie dzieje (tracę pieniądze) i CO można zrobić (wycofać jak najszybciej) niż obserwowanie DLACZEGO rynki tak reagują, wyrabianie sobie opinii podczas gdy z każdą minutą tracisz coraz więcej.

Lekcja z tego jest taka – by wiedzieć w którą stroną iść i co w danej chwili robić wcale nie musisz wszystkiego rozumieć. Jak mawiał William James – prawdą jest to co działa.  A żeby wiedzieć co działa, musisz działać a nie jedynie myśleć i analizować.” – Rafał Mazur w „Motywacji bez motywacji”.

MÓZG kontra UMYSŁ

To, oczywiście, jeden z najważniejszych modeli na których pracuję – wieczny konflikt pomiędzy Twoim mózgiem a Twoim umysłem. A wygląda to tak: mózg to Twój organ biologiczny, biologiczna maszyna, której główną potrzebną jest PRZEŻYĆ i ROZMNAŻAĆ SIĘ. To dlatego mózg tak bardzo uwielbia KOMFORT i POCZUCIE BEZPIECZEŃSTWA, czyli tak zwaną strefę komfortu. Kocha ją bo ją ZNA – a nie cierpi tego co nieznane. Dlaczego? Dlatego, że w jego oczach to co nieznane równa się niebezpieczne, a tym samym lepiej siedzieć w gównie, które już znasz niż porywać się na coś większego, lepszego i ambitnego.

Też byłbyś zadowolony, gdybyś zaliczał na pierwszej randce!

Twój mózg nie za bardzo zna pojęcia przyszłości czy przeszłości – żyje w wiecznym TERAZ, dlatego chce, żebyś TERAZ, póki jest dostępne, PRZEJADŁ się cukrem i tłuszczem, TERAZ wypijał cały dostępny alkohol, który zmieni Twój stan i percepcję, TERAZ siedział przed TV zamiast trenować spalając kalorie i TERAZ dopasowywał swoje życie do oczekiwań innych ludzi – bo tak jest przecież „pewniej i bezpieczniej”…

Kiedy stawiasz sobie cele, kiedy postanawiasz zrobić coś, dzięki czemu stajesz się LEPSZY, WIĘKSZY czy SILNIEJSZY odpowiedzialny za to jest Twój umysł. Bo o ile MÓZG chce ŻYĆ i PRZEŻYĆ, umysł zainteresowany jest ROZWOJEM, ROŚNIĘCIEM, OSIĄGANIEM.

Kiedy mózg myśli o tym, żeby NIE STRACIĆ,
umysł marzy o tym, żeby ZYSKIWAĆ.

Upraszczając, mózg odpowiada za MECHANIZMY OBRONNE (unikanie) a umysł odpowiada za MECHANIZMY WZROSTOWE (osiąganie). Kiedy umysł szepcze Ci: ’Zobacz jakie możesz mieć nieograniczone możliwości!’, mózg krzyczy: ’Nie wychylaj się, uważaj, bo to niebezpieczne!”.

Więc kiedy postanawiasz zadbać bardziej o stan ciała, stan ducha lub stan konta, inicjatywa wychodzi z umysłu, jednak to mózg już chwilę później może próbować tematy te sabotować. To mózg będzie zaciągał Ci ręczny hamulec, to mózg będzie wrzucał – na siłę – wsteczny bieg. Nie dlatego, że jest „zły” czy „głupi” – tylko dlatego, że robi to co umie najlepiej: chroni Cię, tak jak chroni kogoś paranoik, który wszędzie widzi jakieś zagrożenia.

Mówisz życiu „TAK”?

Tak więc, jeden ze skrajnie ważnych punktów tego postu brzmi oto tak:

OSIĄGANIE CELÓW / REALIZOWANIE POSTANOWIEŃ SAMO W SOBIE
JEST ĆWICZENIEM Z ZARZĄDZANIA SOBĄ SAMYM

A skoro osiąganie celów / postanowień jest wynikiem zarządzania sobą, fajnie byłoby sobą pozarządzać a nie jedynie wyczekiwać, aż noworoczny cud się ziści. I ten brak UMIEJĘTNOŚCI (oraz świadomości) zarządzania sobą jest podstawą przyczyną, dla której, wracając do nomenklatury Hyatta, 95% ludzi jest jedynie pokarmem.

Jest taki zupełnie-na-serio-żarcik, że problem z dyscypliną i cierpliwością polega na tym, że potrzeba dyscypliny i cierpliwości by je sobie wyrobić. W sumie prawda. Po części. Potrzeba jeszcze jednego elementu – elementu, który łączy WSZYSTKICH ludzi, którzy SUKCES odnieśli SAMODZIELNIE. Czym jest to 'MAGICZNE COŚ’? To:

SKRAJNIE WYSOKIE WYMAGANIA

Skrajnie Wysokie Wymagania – wersja starożytna…

Przejdźmy więc do rzeczy.

Ludzie nie osiągają swoich celów, nie realizują swoich postanowień z PROSTEGO powodu:

  • bo SOBIE KURWA NA TO POZWALAJĄ
  • bo OD SIEBIE NIE WYMAGAJĄ
  • bo TOLERUJĄ bycie słabymi, miernymi i chwiejnymi
  • bo CZUJĄ SAMOZADOWOLENIE i dobrze  im ze sobą
  • i na dobrą sprawę dobrze im z tym co mają lub z tym czego nie mają

Nie mówię, że bardzo dobrze – bo coś tam uwiera, bo czegoś tam brakuje – ale dobrze na tyle, że można sobie dalej w ten sposób życie przepierdzieć…

Ostatecznie, każdy ma to, co chce – Krzysztof MAJCHRZAK

  • żadnych kurwa WYMAGAŃ
  • żadnej WEWNĘTRZNEJ PRESJI
  • żadnych STANDARDÓW
  • żadnej MENTALNEJ I EMOCJONALNEJ AGRESJI

Po co, skoro one bolą? Po co się wysilać, skoro w grupce '95%’ jest liczno i raźno? Po co cisnąć na WYNIKI, skoro można potem troszkę popierdolić, obrócić wszystko w żarcik i udawać, że kolejna porażka wcale nie boli. Po co, skoro można skutecznie wmówić sobie i innym, że nie ma się ambicji, że nie ma się niezaspokajanych potrzeb, że życie powinno polegać na przyzwalaniu sobie na słabości i na unikaniu wszelkiej konfrontacji w wewnętrznymi i zewnętrznymi ograniczeniami…

Samozadowolenie daje bardzo wyraźne wyniki! (napis na koszulce: Jestem #1 więc po co starać się bardziej?)

Toteż przykazanie tego posta jest proste i jest jedno:

WYMAGAJ, KURWA, WYMAGAJ!

Od siebie, w pierwszej, drugiej i trzeciej kolejności. Bo mamy już zbyt wiele palanciarstwa, które wymaga od innych i od świata, nie dając niczego od siebie. Mamy całe pokolenie ludzi, którzy uważają, że im się należy, tylko dlatego, że się tu pojawili. Otóż, pozwól że wyjaśnię: GÓWNO CI SIĘ NALEŻY i ŚWIAT MA W DUPIE CZEGO CHCESZ. Więc jeśli chcesz, to sobie to WYSZARP – przy okazji pamiętając, że najważniejszy wróg jest środku.

Co oznacza, że po 14 dniach prawie 40% ludzi dało już dupy? Oznacza to, że brakuje im menedżera, brak kierownika, Król abdykował, Elvis opuścił budynek.

  • Wymagania – ZERO
  • Waleczność – ZERO
  • AGRESJA – ZERO

To nawet nie były kurwa DECYZJE czy POSTANOWIENIA. To były bardziej jakieś sugestie, luźne propozycje. To był kolejny pokaz tego, że razem z dwój-podziałem władzy (mózg kontra umysł) mamy dwój-podział systemu wartości: jeden PR-owski, na pokaz (’postanowienia noworoczne’) a drugi realny, nawykowy (’wygoda i unikanie konfrontacji’).

Amen!

Dlatego NIE interesuje mnie – tu i teraz – czego chcesz, a nie interesuje mnie bo wiem, że ostatecznie, wszyscy chcemy tego samego – więcej kontroli, więcej poczucia wpływu na siebie i innych, więcej siły (rozumianej szeroko), więcej mocy sprawczej, więcej DUMY, więcej PEWNOŚCI SIEBIE – słowem – chcemy WYŻSZEGO STATUSU, niezależnie od tego czy mierzysz go zewnętrznie czy wewnętrznie.

A STATUS to ważna i piękna rzecz, bo ani Twój mózg ani Twój umysł NIE CIERPIĄ zaniżania własnego statusu. To boli emocjonalnie, to boli intelektualnie i to boli fizycznie. Dlatego jest to moment, w którym cele naszego umysłu (rozwój) oraz cele naszego mózgu (poczucie bezpieczeństwa) łączą się w zgrabną i zgodną parę, zupełnie jak Jasiu z Małgosią.

DYSONANS POZNAWCZY

I jest jeszcze jeden, obok obniżającego się statusu, element, którego nie cierpimy na wszystkich poziomach. Jest nim DYSONANS POZNAWCZY, czyli sytuacja, kiedy to odczuwamy:

(…) uczucie przykrego napięcia spowodowane informacją, którą jest sprzeczna z naszym wyobrażeniem siebie jako osoby rozsądnej i sensownej – definicja z naukowiec.org

Mówiąc inaczej, kiedy pojawia się ZGRZYT, BRZYDKI KONTRAST pomiędzy tym, co o sobie sądzimy a tym co realnie robimy. Pomiędzy tym co „wiemy” a tym co się dzieje realnie. Dlatego każda wymówka, każde wyparcie, każde debilne wytłumaczenie jest formą usuwania dysonansu poznawczego.

„WHAT THE FUCK?!?” to esencja dysonansu poznawczego…

Dysonans poznawczy rządzi ludźmi, bo bez prób jego usunięcia pojawia się KONFUZJA a konfuzja to chaos, a chaos to zagrożenie, to niebezpieczeństwo, to czerwona lampka i alarm wyjący w mózgu.

I tu mały sekrecik – jeśli chcesz mieć przełożenie na siebie i na innych ludzi, wykorzystuj dysonans poznawczy. ’Daj im wystarczająco długą linę, by mogli się na niej później powiesić’ – mawia angielskie powiedzonko.

Zresztą, za pomocą dysonansu / konfuzji zarządzane są całe społeczeństwa. Patrz, nasz sąsiad Rosja, gdzie sztukę tę opanowano do perfekcji. Dlaczego wszystkie opozycyjne partie są opłacane w milionach dolarów przez sam Kreml? Nie tylko by mieć nad nimi kontrolę – również dlatego, żeby stworzyć atmosferę rodem z Mrożka. Bo kiedy konfuzji, czyli dysonansu jest za dużo, w jakiś sposób się odłączysz, pozostawiając pole do gry tym, którzy lepiej sobie z nim radzą. Czyli 5% znowu wygra. Swoją drogą, czołowym specem od zarządzania światem poprzez konfuzję jest na Kremlu kot pod tytułem Władisław Surkow.

Władek zna się na robocie…   Foto: time.com

Wracamy do naszych małp i do naszego cyrku. Tak więc, wiemy, ze źródłem stawianych sobie przez Ciebie celów jest chęć zwiększenia kontroli, chęć podniesienia swojego statusu, chęć bycia (bardziej) w 5%. Czyli, że chodzi Ci  bycie osobą silną i skuteczną. Taka jest motywacja przyświecająca Twoim intencjom. Fantastycznie. Kiedy to już wiesz, wiesz jak możesz szantażować się dysonansem. Bo czy osoba, która chce być WIĘKSZA, SILNIEJSZA, MOCNIEJSZA, SKUTECZNIEJSZA i LEPSZA podwija ogon po 2 tygodniach? No oczywiście że nie. Przecież to stoi w CAŁKOWITYM KONTRAŚCIE do obrazu osoby, którą CHCESZ SIĘ STAĆ.

I to jest dokładnie model, na którym pracuję z ludźmi. Pierwsze ustalamy co jest dla Ciebie najważniejsze, co Ci imponuje, do czego ASPIRUJESZ, potem sprowadzamy to do 1-3 słów tylko po to, byś mógł szantażować się potem niespójnością (czyli dysonansem): „Serio, ptysiu, skoro chcesz być silnym człowiekiem czującym dumę ze swojego życia, skoro chcesz OSIĄGAĆ, unikanie konfrontacji jest spójne z tym kim chcesz się stać i jak chcesz być odbierany?” Tak to, mniej więcej, działa.

Dysonans na poziomie własnych WARTOŚCI i własnej TOŻSAMOŚCI
jest ogromną i skuteczną bronią

Zatem, CZEGO OD SIEBIE WYMAGASZ jako osoba, która chce ROSNĄĆ i PODNOSIĆ SWÓJ STATUS? Tego, że jak INNI poddasz się i zrezygnujesz, bo sprawy nie dzieją się tak łatwo i tak szybko jak to sobie założyłeś? TEGO OD SIEBIE WYMAGASZ?

Chcesz być w 5% a zachowujesz się jak ci z 95%?

  • TEGO OD SIEBIE WYMAGASZ?
  • WYMAGASZ od siebie OSIĄGNIĘĆ czy UNIKANIA?
  • ROBIENIA czy ODPOCZYWANIA?

Dlatego, idąc dalej śladami ludzi z 5% przestań myśleć w kategoriach celów a zacznij myśleć w kategoriach WEWNĘTRZNYCH OBIETNIC. Nie mów, że chcesz schudnąć 5 kg. Obiecaj sobie, że będziesz ważyć 70 kg. Nie mów sobie, że celem jest codziennie medytowanie. OBIECAJ sobie, że będziesz medytować minimum 10 razy w tygodniu. Nie mów sobie, że celem jest dostanie podwyżki. OBIECAJ sobie, że zrobić coś, co zwiększy w pracy swoją wydajność i opłacalność i że poprosisz szefa o podwyżkę jeszcze w tym tygodniu.

Święte słowa od kolesia, który pod każdym względem zaliczał się do 5%

Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że celów się nie osiąga, że tak bywa i że to jest OK. Jesteśmy też przyzwyczajeni do tego, że słowa należy dotrzymywać, że obietnica jest święta. Szczególnie złożona w sposób nieprzymuszony. Więc wyznacz sobie KIERUNEK (cel / postanowienie) i PRZYSIĘGNIJ SOBIE, że go osiągniesz. A potem zacznij tego od siebie WYMAGAĆ. Żadnej, powtarzam, żadnej tolerancji dla słabości wewnętrznej. Nietzsche miał rację – to w litości leżą Twoje największe zagrożenia. W litości nad sobą samym…

I nie chodzi o to, żeby być dla siebie okrutnym. Chodzi o to, żeby od siebie WYMAGAĆ. Żeby dać SOBIE SAMEMU szansę, żeby nie pluć swojemu potencjałowi w twarz, żeby nie obrażać co rusz naszego umysłu, który chce rosnąć i który dostaje co chwilę od bojącego się mózgu po dupie. TRENING CZYNI CUDA – ale musisz WYMAGAĆ od siebie tego trenowania, musisz WYMAGAĆ od siebie ZNACZNIE, ZNACZNIE więcej niż będą wymagali od Ciebie inni.

A dlaczego znacznie, znacznie więcej? A dlatego, że – z definicji – przez zdecydowaną większość czasu masz do czynienia z ludźmi z 95%. Zatem ich własne standardy, ich własne zarządzanie sobą stoi na dość niskim poziomie. TY MASZ BYĆ WIĘCEJ BO TO TY WYMAGASZ OD SIEBIE WIĘCEJ. Masz WYMAGAĆ od siebie TAK DUŻO, że pojęcie presji ZEWNĘTRZNEJ przestanie dla Ciebie istnieć. Nie istnieje, bo to czego oczekują od Ciebie inni jest NICZYM w porównaniu do tego, czego WYMAGASZ od SIEBIE TY sam!

Dla Jordana presja zewnętrzna nie istniała

Od teraz masz stawiać sobie cele powoli i z namysłem, ale kiedy już je postawisz, kiedy określisz już kierunek, SKŁADASZ SOBIE OBIETNICĘ i żeby się srało i paliło, robisz WSZYSTKO CO TRZEBA by mieć to czego chcesz. Tak się trafia do 5%. W ten prosty (co nie znaczy, że łatwy) mechaniczny sposób. I to jest właśnie zrozumienie rzeczywistości i ODRZUCENIE iluzji skomplikowanego świata o którym przy okazji 5% mówił Hyatt.

Gdy jest się dla siebie twardym (wymagającym) życie staje się proste. Podstawowe ruchy. Serie i Powtórzenia. Codziennie. Codziennie. Codziennie. Na tym polega odrzucenie iluzji skomplikowanego świata. Pierwsze mechaniczne, potem metafizyczne.

Jednym z GŁÓWNYCH źródeł dysonansu są nasze założenia – na przykład takie, że Ci się należy, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie, że Wszechświat jest tylko i wyłącznie po to, by spełniać Twoje zachcianki, że życie jest fair, że uda Ci się bo jesteś w porządku człowiekiem. To iluzja, tak nie jest i iluzję tę musisz odrzucić. Te 5% jest tam gdzie jest bo osiąganie celów i realizowanie postanowień jest KURWA TRUDNE, wymaga walki, wymaga zarządzania sobą, wymaga POŚWIĘCENIA i REZYGNACJI z tego co znane, przyjemne i wygodne.

Dlatego WYGRYWAJĄ Ci, którzy owszem, są optymistyczni w szerszej perspektywie („ostatecznie uda mi się”) ale jednocześnie są „pesymistyczni” w temacie lekkości, łatwości i przyjemności po drodze. Czyli wygrywają ci, którzy liczą na pokój, ale szykują się na wojnę. Zresztą, mówiłem o tym tutaj:

Nie ma co filozofować i bić piany – model jest prosty:

ZOBACZ. ZAPLANUJ. ZAPIERDALAJ.
WYMAGAJ. WYMAGAJ. WYMAGAJ.

  • Wiedz, co chcesz osiągnąć (zobacz i poczuj to!)
  • Zrób prosty (a nawet prostacki) plan
  • I zapierdalaj – podstawowe ruchy, serie i powtórzenia

WYMAGAJ od siebie wygrywania, WYMAGAJ od siebie TOTALNEJ DOMINACJI. Zero tolerancji dla słabości. Pamiętaj KIM chcesz się stać i pamiętaj CO przyświeca Twoim celom. Chcesz być KIMŚ więcej WIĘCEJ i chcesz być KIMŚ WIĘKSZYM. Więc tego od siebie WYMAGAJ.

Tyle w temacie.

Sukces jest LOGICZNYM PROCESEM, którym kierują istoty emocjonalne. Nie ma w nim nic szczególnie skomplikowanego (podstawowe ruchy, serie i powtórzenia, codziennie, codziennie, codziennie). Nie ma nic skomplikowanego o ile sobie tego nie skomplikujesz. A jak wiadomo – jeśli skomplikujesz to co proste, przestaniesz sobie ufać.

To Twoje WYMAGANIA a nie Twoje życzenia i zachcianki determinują JAKOŚĆ Twojego życia. Z tego prostego powodu, że ludzie robią to co MUSZĄ robić a nie to co robić chcą czy powinni. Jeśli powiesisz poprzeczkę wysoko, jeśli podniesiesz swoje standardy, wzmocnisz oczekiwania względem siebie, zwiększysz automatycznie ilość wysiłków i działania a to zwiększy Twoją percepcję zasługiwania i poczucie wartości. Stworzysz nowy, wyższy i bardziej silny punkt odniesienia – czyli nową strefę komfortu. Twój mózg przyzwyczai się do tego co nowe i nowe stanie się typowe i oczekiwane – tak samo jak przyzwyczajony jesteś do tego, że masz teraz dostęp do bieżącej wody, prądu czy Internetu.

Nie mam na swoim ciele ani jednego tatuażu, ale gdybym miał, byłoby nim słowo WYMAGAJ. NIE toleruj własnego pokurczu. NIE toleruj cząstkowości. Żadnych półśrodków. WYMAGAJ od siebie więcej a potem jeszcze więcej a potem jeszcze więcej. HARTUJ się dzięki temu WYMAGANIU. Nigdy, ale to nigdy nie sprzedawaj się za grosze i nigdy ani to nigdy nie rozmieniaj się na drobne. Miłość własna NIE polega na tym, że czujesz samozadowolenie i ciągle poklepujesz się po ramieniu. Miłość własna polega na tym, że dajesz SOBIE szansę i nieraz kopiesz w dupę – żeby zobaczyć na co Cię stać i ile jeszcze MOŻESZ osiągnąć.

Ostatecznie chodzi o to, żeby BARDZIEJ SOBIE UFAĆ!

I nie chodzi o sam cel – on jest ZAWSZE drugorzędny. Chodzi o to kim się stajesz. Chodzi o konsekwencje tego, że znowu nie osiągniesz tego, co rzekomo postanowiłeś, że znowu złamiesz dane sobie słowo, zbrukasz obietnicę. Bo, ostatecznie, ludzi możemy podzielić na dwie grupy: na tych, którym można ufać i na tych, którym ufać nie można. A ufamy tym, którzy dotrzymują słowa, tym, którzy robią to, co mówili, że zrobią, tym, którzy – pomimo że ciężko – doprowadzają sprawy do końca.

Więc kwestia nie leży w zwykłym osiągnięciu celu. Kwestia leży w BUDOWANIU siebie, BUDOWANIU zaufania do siebie, szacunku do siebie, poczucia mocy sprawczej, siły wykonawczej. O to w tym wszystkich chodzi, więc nie możesz – po prostu nie możesz – załadowywać samego siebie w chuja mówiąc, że coś zrobisz a potem się wycofując. Jak masz potem ufać sobie? Pamiętaj, że Twoja podświadomość ciągle słucha i ciągle obserwuje. I kiedy Ty postanawiasz – po raz kolejny, jak to co rok – urwać światu dupę – Twoja podświadomość przewraca oczami w górę i mówi: „No to znowu kurwa zaczynamy sny i potędze… Kiedy znowu to spierdoli? Czas, START!”

Dlatego – jeśli coś postanowisz, jeśli coś NAPRAWDĘ postanowisz, to żeby się srało i paliło, masz zrobić wszystko by osiągnąć cel. Bo grasz o naprawdę wielką stawkę a stawką tą jest Twoje przyszłe życie. Nie możesz oszukiwać siebie w nieskończoność. Musisz się BUDOWAĆ. Musisz kurwa wiedzieć, że MOŻESZ NA SIEBIE LICZYĆ. A skąd będziesz to wiedzieć? Będziesz to wiedzięc gdy zaczniesz w końcu KURWA od siebie WYMAGAĆ – pierwsze WIĘCEJ a potem CORAZ WIĘCEJ.

Bo celem ZAWSZE powinna być DOSKONAŁOŚĆ. Wtedy nigdy nie zabraknie Ci bieżni…

Teddy, pamiętaj, ZAWSZE stawiaj sobie cele, których NIE uda Ci się osiągnąć za swojego życia! – ojciec założyciela CNN do swojego syna, Teda TURNERA

Swoją drogą, osobisty asystent Toma Cruisa ujawnił, że Tom wstaje codziennie o 4:30 rano i codziennie zachowuje się tak, jakby nie miał na koncie ani jednego filmu, jakby nie miał na koncie ani jednego dolara i jakby nie miał w Hollywood żadnej pozycji. A Tom Cruise ma na koncie prawie 50 filmów, a Tom Cruise ma na koncie prawie 500 milinów dolarów i jest jedną z największych i najpotężniejszych gwiazd filmowych na świecie. Zgadnij jednak dlaczego tak się zachowuje? A dlatego, że Tom Cruise brzydzi się samozadowoleniem i dlatego, że tak zachowują się ultra-bogaci i ultra-wpływowi, o czym uczył nas Ed Mylett w poprzednim wpisie:

Dzień jak co dzień, czyli Tom Cruise w pracy – foto: US Weekly

Większość ludzi oszukuje się wmawiając sobie, że są dużo dalej i dużo wyżej niż są naprawdę. Wynikiem tego jest pasywność i brak jakiegokolwiek napędu. My, czyli ludzie ultra-bogaci, oszukujemy się w DRUGĄ STRONĘ. Wmawiamy sobie, że wciąż jesteśmy w powijakach, że wciąż jesteśmy niziutko, że niczego nie udało nam się osiągnąć. (…) Nie ma u mnie czegoś takiego jak ‚wystarczająco dobre’ bo im większy sukces odnoszę, tym bardziej GŁODNYM się staję. Ponieważ ja nie dążę ani do jakiegoś konkretnego miejsca, ani do jakiejś konkretnej sumy, nie ma u mnie czegoś takiego jak ‚wystarczy’ czy ‚to już jest to’. DLA LUDZI MEGA-SUKCESU nie ma takiego punktu! Nie ma finalnego punktu docelowego. Jasne, mam cele, mam swoje założenia ale chodzi mi o to, żeby przekonać się ile mogę osiągnąć jako jednostka.”

W skrócie, Tom Cruise jest masterem a nie masturbatorem bo brzydzi się samozadowoleniem, które zabija ludzki potencjał w sposób podstępny i systematyczny, zupełnie jak nowotwór drobnokomórkowy. Tom Cruise jest killerem a nie frajerem bo, podobnie jak Ted Turner, stawia sobie cele, których nie uda mu się osiągnąć za swojego żywota, dlatego, codziennie, ma PO CO wstawać o 4:30 mając pewność, że nie zabraknie mu bieżni, po której będzie mógł sprintować. Tom Cruise jest GŁODNY, bo głód napędza a satysfakcja zabija.

Dlatego:

WYMAGAJ!
GOŃ SIĘ I SZANTAŻUJ SIĘ DYSONANSEM!
ŻYCIE TO NIE PRÓBA GENERALNA – POWTÓREK NIE BĘDZIE!
POZBĄDŹ SIĘ ILUZJI SKOMPLIKOWANEGO ŚWIATA!

ŻADNEGO OPIERDALANIA SIĘ I ŻADNEGO BYCIA PIZDĄ!
NA CO SIĘ TAK BARDZO OSZCZĘDZASZ?
NA ŻYCIE WIECZNE?

To WYGRYWANIE a nie kurwa użalenie się nad sobą, wóda, dragi, obżeranie, uganianie za dupami czy fiutami – to WYGRYWANIE jest NAJLEPSZYM i JEDYNYM lekarstwem. Tak więc przestań się martwić i ZACZNIJ WYGRYWAĆ!

Błąd: Brak formularza kontaktowego.

  • Adam

    17 stycznia, 2018 o 14:20 Odpowiedz

    Witam

    Przepraszam, że tak późno, ale postanowiłem, że najpierw przetestuję koncepcję, dopiero później dodam swoje spostrzeżenia. Chodzi kwestię: „Twoja JEDYNA władza leży w przestrzeni pomiędzy BODŹCEM a REAKCJĄ ” dodana kilka postów wcześniej, ale przebijająca się na Zenie wielokrotnie (chodzi też ogólnie o wpływanie świadomym umysłem na podświadomość)
    Testując to w praktyce niestety nie wygląda to tak pięknie. Teoretycznie jest wszystko ok. Bodziec -> Reakcja wszystko super, tylko w praktyce, czyli w rzeczywistości nie ma wspomnianej wyżej przestrzeni, po prostu nie ma. Wszystkie reakcje następują AUTOMATYCZNIE w czasie, w którym ŚWIADOMIE nie jesteśmy nic zdziałać/zmienić/ustawic. O tym ja reagujemy decyduje nasza podświadomość, czyli wszystkie zapisane, zgromadzone doświadczenia życiowe. To przecież one wpływają na nasze reakcje i można teoretycznie porozbijać wszystko na czynniki pierwsze i stwierdzić, że mamy jakąś przestrzeń, ale realnie to nie działa. Kiedy w śnieżny dzień jakiś baran zajeżdża ci drogę powodując duże zagrożenie wkurwiasz się (automatycznie) nie ma czasu na tłumaczenie: ah ten nieświadomy niedobry pan zajechał mi drogę, spokojnie, przyhamuję oddalę zagrożenie, tylko po prostu wcześniejsze doświadczenia (czyt. wypadek związany np z dokładnie takim samym wydarzeniem) powodują ze robi Ci się gorąco, wkurzasz sie i najchętniej wysiadłbyś z samochodu i „wytłumaczył” co nieco danemu piratowi drogowemu. Idąc ulicą wieczorem, kiedy na przeciw pojawia się grupa czterech dresiarzy z browarem w łapie ich widok powoduje strach bo twoje doświadczenia życiowe podpowiadają ci co są w stanie zrobić. Ta reakcja następuje z automatu, a zatem kontroli nie ma żadnej. Ja mogę sobie za sekundę zacząć tłumaczyć, że ten przemiły kwartecik to fajni, uczciwi, kochający innych ludzi panowie, ale to dopiero po chwili, reakcja nastąpiła już wcześniej i syf w głowie już się rozsiał.

    Czy zatem jest jakakolwiek szansa aby świadomie, lecz sztucznie wciskane do głowy projekcje miały szanse zadziałać?

    Pozdrawiam

    • Rafał Mazur

      19 stycznia, 2018 o 14:08 Odpowiedz

      „Cokolwiek teoretyk wymyśli, praktyk udowodni.” Ty uznałeś, że Twoja świadomość nie ma nic do gadania. Wiele mówi o Twoich wymaganiach względem samego siebie. Więc ostrożniej z formą liczby mnogiej – MY. Bo większość LUDZI ma wybór co do tego, jak zareaguje. Nie mierz innych swoją miarą.

      I zacznij medytować. Kup sobie „Panuj & Posiadaj”, naucz się podanej tam metody i zacznij.

  • Maciek Chędożko

    11 października, 2021 o 09:41 Odpowiedz

    Kurwa świetne i skuteczne – tyle , i AŻ 🙂

Dodaj komentarz

Regulamin | Polityka Prywatności


Copyrights 2024 © Rafał Mazur; Powered by Azantic