
Mark Stevens czyli bogacenie się jako religia

Podcast: Play in new window | Download
Subscribe: RSS
Nie ma to jak zacząć od dobrej historyjki. Zatem – jesteśmy w Bedford, stan Nowy Jork, tuż po tenisowym meczu przedsiębiorcy i autora książek, Marka Stevensa z jego sąsiadem, miliarderem, specjalistą od wrogich przejęć, Carlem Icahnem. Aha – jest połowa lat 90-tych XX wieku i Carl wart jest wtedy marne 1,2 miliarda dolarów (dziś ma ma 81 lat i wart jest prawie 17 miliardów). Carl właśnie przejął linie lotnicze TWA i pewna organizacja około-rządowa próbuje dobrać mu się do dupy, żądając okrągłego miliarda. W skrócie – grozi mu (niemal) bankructwo.
Mark, zamożny, ale w porównaniu do Carla jedynie jakoś-tam-sobie-radzący amator, snuje swój plan ratowania kasy: „Jeśli ukryjesz w Liechtensteinie z 50 milionów Carl, będziesz chociaż miał coś ukryte na wypadek, gdybyś musiał zaczynać od zera…” – radzi.
„Nie podoba mi się ten pomysł z Liechtensteinem, Mark…” – odpowiedział Carl i spojrzał mu prosto w oczy, zastanawiając się czy może powierzyć mu jeden z sekretów swojego sukcesu i finansowej metodologii.
„Nie podoba mi się, bo pieniądze są moją armią, a armię trzeba mieć zawsze przy sobie.” – zdradził.
To ważny moment – i później do niego wrócimy.

Na książkę Marka Stevensa, czyli tego od planu z Liechtensteinem, trafiłem parę lat temu. Ponieważ poziom prawdziwego zrozumienia zależy od poziomu świadomości, zrobiłem sobie z niej notatki a potem o temacie zapomniałem, zwabiony innymi, bardziej seksownymi i błyszczącymi materiałami. Błąd. Szkoda. Byłbym dziś w dużo lepszym miejscu. Ale wszystko jest zasobem a nasze błedy – o ile je przeżyliśmy – są jednym z najważniejszych źródeł mądrości. Zatem zróbmy tak, żebyś Ty, po lekturze tego tekstu, nie marnował już więcej ani czasu ani pieniędzy, OK?
Tak więc, niezależnie od tego kim jesteś i gdzie jesteś, za chwilę dowiesz się, że bogacenie się może być Twoją religią… i co to realnie oznacza. Bo tak (mniej więcej i w wolnym tłumaczeniu) brzmi tytuł wspomnianej książki Stevensa: „Rich is a Religion”.
Oto jej najważniejsze fragmenty – z moimi wyjaśnieniami i w moim tłumaczeniu. Swoją drogą, Carl Icahn będzie bohaterem jednego z kolejnych wpisów na ZenJaskiniowca – teczka na niego jest już zebrana…
Pomysł książki jest prosty – Mark, który zna a czasami nawet „przyjaźni się” (o ile tacy ludzie miewają przyjaciół) z milionerami i miliarderami, na podstawie tego co zaobserwował i na podstawie tego co mu powiedzieli, dzieli ludzi na dwie grupy: ATEIŚCI religii pieniędzy i WYZNAWCY religii pieniędzy. I akurat w tym wypadku, ateiści to zdecydowana większość. Zobaczmy co charakteryzuje każdą z tych grup i jak trafić do tej bardziej elitarnej.

WYZNAWCY: wybrana (bo takiego wyboru dokonali, lub tak zostali wychowani) grupa ludzi, którzy pieniądze traktują jako NARZĘDZIE zwiększania niezależności, pewności i rosnącej wartości.
ATEIŚCI: cała reszta, która pieniędzy używa tylko do tego, by zaspokajać swoje niepohamowane potrzeby i chwilowe zachcianki np. poprzez kupowanie zbytecznych dóbr luksusowych.
WYZNAWCY: pieniądze są bardzo ważne, ale życie jest jeszcze ważniejsze. Ponieważ dzięki pieniądzom możesz zwiększać jakoś i pewność swojego życia, posiadanie ich jest ważniejsze niż ich wydawanie.
ATEIŚCI: pieniądze nie mają „wewnętrznej, własne wartości”, warte są tylko tyle ile mogę za nie kupić, zatem liczy się jedynie to ile mogę zarobić i ile mogę za to kupić. W skrócie: zarobić = wydać, bo pieniądze są jedynie środkiem płatniczym, środkiem wymiany gospodarczej.
Tutaj mamy pierwszą i jedną z najważniejszych różnic: po pierwsze dla „Wyznawców” pieniądze są czymś ZNACZNIE więcej niż przyjemnością kupowania. One są SYMBOLEM, są AKTYWATOREM, są MOCĄ, którą należy gromadzić i inwestować, po to by mieć ich więcej.

Nie pamiętam kto, ale ktoś bardzo bystry powiedział, że pieniądze są najpotężniejszą świecką siłą na świecie. Nie znajdziesz ani jednej poważnej, liczącej się organizacji religijnej, duchowej czy para-religijnej / para-duchowej, która nie dba w pierwszej kolejności o swoje finanse. Sam ruch TM – medytacji transcendentalnej (przytulacze drzew, zdawałoby się) wart jest, razem z nieruchomościami, około 3,5 miliarda dolarów. Amerykańscy teleewangeliści zasysają z rynku około 2,5 miliarda baksów rocznie. Kościół Anglikański ma majątek wysokości około 7 miliardów, Mormoni około 30 miliardów.
Majątków instytucji judaizmu, islamu i rzymskokatolickich nie da się prawdopodobnie obliczyć. Majątek samego Watykanu to ponoć od 10-15 miliardów dolarów. Przypominam również, że zwolnienie z podatków sprawy NIE utrudnia. Zgadnij dlaczego sobie te zwolnienia wywalczyli…
Oczywiście, nie chodzi o to czy to jest „złe” czy „dobre”. Chodzi o to, że te fakty mogą Ci coś pokazać. Chodzi o to, że to wiele mówi. Chodzi o to, żeby żyć w realnym świecie i patrzeć na to życie bez wypierania czy naiwności. Nie wiem czy „pieniądze rządzą światem” albo czy „wszystko kręci się wokół pieniędzy” ale nie ma wątpliwości, że bez pieniędzy gówno zwojujesz.

„Jeśli postrzegasz pieniądze jedynie jako towar, który możesz za nie kupić, na zawsze uwięzisz się w cyklu zarabiania i wydawania i nie stworzysz niczego stałego, niczego o rosnącej wartości. To dlatego musisz traktować AKUMULOWANIE, OSZCZĘDZANIE i INWESTOWANIE pieniędzy jako swoją religię.”
Dobra – parę słów wyjaśnienia do powyższych słów Marka Stevensa. Zanim jeden debil z drugim zacznie mi pisać komentarze nie mające nic wspólnego z tym co napisałem, wyjaśniam: traktowanie gromadzenia, oszczędzania i inwestowania pieniędzy jako religii NIE oznacza tego, że pieniądze są świętością czy jedyna wartością w Twoim życiu. Powtarzam to ponownie: oznacza to JEDYNIE, że rozumiesz czym one są (lub jeśli wolisz, czym one mogą być) – narzędziem, siłą, która może poprawić Twoją jakość życia. Z tego powodu podejmujesz świadomą DECYZJĘ, że nie rozpieprzasz ich na lewo i na prawo, tylko dlatego, że masz zachciankę albo tylko dlatego, że chcesz się dopasować do otaczających Cię „ateistów” lub wręcz im zaimponować.
„Gdyż jedynie ludzie, dla których BOGACENIE SIĘ (jako proces – przypisek R.M.) jest religią ROZUMIEJĄ, że w pieniądzach nie chodzi o to, ile możesz za nie nabyć, tylko o to, co możesz z nimi zrobić.”
Dla „Wyznawców” pieniądze są:
- skrajnie ważnym INSTRUMENTEM tworzenie STYLU ŻYCIA jakiego pragną
- PODSTAWĄ, która zapewnia im fundament ich finansowej NIEZALEŻNOŚCI
- „UMOŻLIWIACZEM” który poprawia jakość ich życia
- oraz zwiększa POCZUCIE BEZPIECZEŃSTWA ich samych oraz osób im bliskich
„Tym i tylko tym powinny być dla Ciebie pieniądze. Jeśli są czymś więcej lub czymś mniej, spodziewaj się licznych i narastających kłopotów.”

Zwracam Twoją uwagę na element pierwszy – a dokładniej – na kolejność w elemencie pierwszym. Dla „Wyznawców” kolejność wygląda tak: najpierw myślę o tym, czego chcę od życia a potem ile pieniędzy będę potrzebować, by móc to bez napinania się mieć. Dla „Ateistów” kolejność jest odwrotna: zobaczmy jaki styl życia mogę sobie kupić za to co teraz zarabiam. Ponieważ apetyt ma tendencję do rośnięcia w trakcie jedzenia, „ateiści” wpadają prosto na hedonistyczną bieżnię.
Mówiąc prościej: zdaniem Stevensa, jeśli chcesz być prawdziwym „Wyznawcą”, najpierw musisz określić swoje WARTOŚCI i CELE, bo wtedy, i tylko wtedy, pieniądze będą narzędziem ich realizowania. Przypominam jednocześnie, że tępa i ślepa konsumpcja nie wprowadzi Cię do religijnego grona – bo zarezerwowana jest, w tym modelu, dla ateistów.
Podsumowując:
WYZNAWCY: chcę ABC więc potrzebuję finansowo mieć tyle a tyle
ATEIŚCI: mam ile mam a teraz zobaczmy co mogę sobie za to kupić (również na kredyt)
„’Wyznawcy’ mają jasny i trzeźwy ogląd tego, czego chcą od życia. Żadnych trofeów. Niczego co budzi zawiść innych. I nic za co nie są w stanie zapłacić gotówką.”
Wiemy już czym pieniądze SĄ – zobaczmy zatem czym NIE są:
- NIE są środkiem do wywoływania w innych zawiści
- NIE są środkiem zaspokajania swojego niepohamowanego apetytu kupowania
- NIE są żetonami w grze, służącymi do tego, by zapewnić Ci dreszczyk emocji
„Uzależnienie polegające na tym by mieć więcej niż Cię na to stać jest dokładnym zaprzeczeniem fundamentu religii bogacenia się. Dlatego nigdy, ale to nigdy nie ryzykuj sum, których utracenie spowoduje znaczne pogorszenie Twojego stylu życia i Twojej niezależności.”

W jeszcze większym skrócie:
Pieniądze są po to, by je mieć, by je chronić i by je inwestować.
Stąd już bardzo prosta droga do NAJWAŻNIEJSZEJ zasady RELIGII BOGACENIA SIĘ:
TWOJE NAJWAŻNIEJSZE PIENIĄDZE TO TE, KTÓRYCH NIE WIDAĆ.
Nie te, z którymi się obnosisz. Nie te, które inni widzą patrząc na Ciebie czy na to co posiadasz. A te, które MASZ, ale których inni, postronni ludzie, nie mogą zobaczyć. To te pieniądze, które, (niemal) w każdej chwili możesz – jeśli będzie taka potrzeba – uruchomić. Kupić coś co nabierze wartości, pomóc w leczeniu kogoś bliskiego itd. Najważniejsze są te odłożone, czekające z gotowości.
Mówiąc prościej – pieniądze to nie zabawki, tylko możliwości – czyli wpływ, potencjał – jakie dzięki nim masz. Tak więc, pieniądze to NIE są żetony, to NIE jest gra – chociaż samo zarabianie pieniędzy, czyli proces ich kumulowania, możesz jako grę potraktować. Tak samo jak granie w piłkę może sprawiać Ci wielką radość – ale będąc kadrowiczem wynik meczu musisz tratować śmiertelnie poważnie.
I, ponownie przypominam – chodzi o to co jest ważne dla Ciebie, a nie o to, co inni próbują Ci narzucać. Jednym z powodów, dla którego kościół Mormonów, stosunkowo nieliczny dodajmy, ma taki majątek jest fakt, że Mormoni, w większości bardzo swojemu kościołowi oddani, oddają (nomen-omen) 10% swoich zarobków na jego cele. Dziesięcina ta tworzy genialny mechanizm, wzmacniający obie strony: kościół jest zainteresowany tym, by wierni zarabiali jak najwięcej a wierni, im więcej zarabiają, tym więcej pomagają. Dla Mormonów, ich wiara i ich kościół są właśnie jednym z najważniejszych elementów ich stylu życia, toteż pieniądze stają się automatycznie narzędziem pomagającym w słusznej sprawie.
Co jest tą najważniejszą sprawą dla Ciebie? Twój wybór. Może pieski, może kotki, może badania nad nowotworami albo pomoc ofiarom wojny. To TWOJA SPRAWA a jak słusznie powiedziała Margaret Thatcher: „Nikt nie zapamiętałby Dobrego Samarytanina gdyby miał tylko dobre intencje. On miał także pieniądze.”
Możesz pomyśleć o tym jeszcze tak: za każdym razem, gdy rozpieprzasz pieniądze (na coś czego nie potrzebujesz lub z emocjonalno-odruchowych powodów) osłabiasz siebie a wzmacniasz kogoś innego. Koniec kropka. Nawet jeśli chodzi o złotówkę. Zabierasz sobie władzę, wpływ, bezpieczeństwo i niezależność – oddając je komuś innemu. Tylko dlatego, że brakuje Ci świadomości i/lub dyscypliny.

Na szczęście, to może zmienić się już teraz, zatem jedziemy dalej.
„Nie tyle liczy się to, ile zarabiasz a to ile Ci zostaje. Dlatego musisz ustalić swoje priorytety i oszczędzać pieniądze na chwile, gdy NAPRAWDĘ będziesz ich potrzebować. Chroń swoje AKTYWA, które POMOGĄ Ci prowadzić bogate, wolne i niezależne życie – i dopiero wtedy, DOPIERO wtedy kupuj dobra luksusowe.”
Oto kilka zasad, które Ci w tym pomogą:
- Nie kupuj niczego, czego naprawdę nie potrzebujesz
- Miej w dupie czy postrzegają Cię jako biednego czy bogatego
- Podczas gdy inni mają modne zabawki Ty „kolekcjonuj” aktywa, które zyskują na wartości
- Unikaj wszelkich wydatków, które mogą rosnąć w sposób niekontrolowany
„Twoje najlepsze pieniądze to te, których nie widać. Bo im mniej je widać, tym mniejsza szansa, że od Ciebie odpłyną. A DYSCYPLINA by INWESTOWAĆ w to, czego wartość ROŚNIE jest absolutnie kluczowa. Wydawanie PRAWDZIWYCH PIENIĘDZY na szpanerstwo, które od razu traci na wartości jest po prostu GRZECHEM.”
Tak więc, wiemy już, że Pierwszą Zasadą Religii Bogacenia się jest to, że Twoje najważniejsze pieniądze to te, których nie widać. Natomiast Druga Zasada brzmi:
PIENIĄDZE NIE SĄ JEDYNIE WALUTĄ. PIENIĄDZE SĄ WALUTĄ ŻYCIA.
Czyli: Polska ma złotówki, GB ma funty, USA dolary – a życie, ogólnie rzecz ujmując, ma pieniądze.
Z tego bardzo prostego powodu, „Wyznawczy” ogromnie SZANUJĄ pieniądze. Jak już wspominałem – nie jest to dla nich jedynie środek do wydania w sklepie. RELIGIJNIE BOGACĄCY SIĘ dążą pieniądze ogromnym RESPEKTEM.

Jeszcze raz powtarzam – pieniądze NIE są dla nich świętością. Są narzędziem, ale narzędziem o tak ogromnej mocy sprawczej, że należy im się RESPEKT. Należy im się szacunek. Z tego powodu jedyny NADMIAR jaki ludzie ci tolerują – ba, do którego wręcz dążą – to „nadmiar” pracy. Pracy, która, jak wiemy już z postów o Genie Simmonsie jest nagrodą samą w sobie (ale nagrodą, która może prowadzić do kolejnej nagrody, czyli do pieniędzy).
Tak więc to NIE pieniądze są święte – święta jest PRACA. Bo praca nie tylko wzbogaca ale i oczyszcza. Pierwsze praca, potem pieniądze. Czyli pierwsze PROCES a dopiero potem NAGRODY (o czym szeroko mówię w „UWOLNIJ ZAKŁADNIKA”) Pierwsze ochrona i inwestowanie, dopiero potem ich wydawanie. Oni wiedzą, że to znane z mediów i przekazów marketingowych „życie bogatych” wcale nie jest modelowe. Modelowe jest ono jedynie dla frajerów, którzy nie rozumieją prawdziwej siły pieniędzy.
Modelowa jest mentalna i emocjonalna dyscyplina w pilnowaniu, by pieniądze nie rozlewały się bezsensownie na lewo i na prawo. Oto co jest modelowe.
Religia bogacenia się NIE polega na hedonizmie, na pogoni za szczęściem czy przyjemnościami. Polega na byciu ZADOWOLONYM ze swojego życia, ze stylu życia, na który pozwalają Ci Twoje pieniądze. Oczywiście ten styl życia określasz Ty a jego fundament stanowi Twoja życiowa filozofia i świadomość własnych WARTOŚCI.
To JAK wydajesz swoje pieniądze i to DLACZEGO je wydajesz – oto Twoja codzienna „medytacja”. Oto Twój finansowy mindfulness. Szanujesz je? Inwestujesz? Chronisz? Czy rozpieprzasz, pogardzasz i ignorujesz?
„Ci naprawdę bogaci postrzegają ten szalony cykl 'ile zarobię tyle wydam’ jako piętę achillesową naiwnych marzycieli z klasy średniej, którzy NIGDY nie przekroczą bram elitarnego klubu Religii Bogacenia. Bo 'klubowicze’ postrzegają pieniądze GŁÓWNIE jako środek służący do przyciągania jeszcze większego majątku i podążającej za nim władzy oraz bezpieczeństwa. Dla nich pieniądze są MAGNESEM, sposobem torowania swojej drogi. Stąd nacisk na finansową dyscyplinę i oszczędność, oraz ODWAGĘ nie zwracania uwagi na to, jak będą postrzegali ich inni ludzie.”

„Ateiści” nie szanują pieniędzy. Szanują jedynie to, co za pieniądze mogą sobie kupić. Dodaj do tego brak świadomości oraz całkowity brak dyscypliny i masz gotową finansową katastrofę. Badania wskazują, że nawet 90% tego co kupują ludzie jest zbędne – w dodatku traci na wartości natychmiast po zakupie. Nie oznacza to oczywiście, że na swojej drodze do „Klubu” nie możesz pozwolić sobie na przyjemności. Nie musisz być ascetą i sknerą. Musisz za to wiedzieć i rozumieć PO CO wydajesz w tej chwili pieniądze i musisz zdawać sobie sprawę z kosztu alternatywnego, czyli kosztu utraconych możliwości i utraconych korzyści.
„Jeśli chcesz zostać 'Wyznawcą’ to musisz, po prostu MUSISZ obsesyjnie myśleć o pieniądzach. Mieć własną metodologię ich kumulowania, cieszyć się z ich ochraniania i zachowywać dyscyplinę podczas ich wydawania czy inwestowania.”
Nie chodzi o to, żeby być dusigroszem, żeby jedynie oszczędzać. Chodzi o to, by ZARABIAĆ pieniądze po to, by je INWESTOWAĆ. Bo to Twój szacunek, Twój RESPEKT dla pieniędzy odgoni od Ciebie lęk i głód związane z biedowaniem. Wyrób sobie zatem „zdrową paranoję” – a raczej TROSKĘ i DBAŁOŚĆ o walutę życia.
„Nigdy nie zakładaj, że pieniądze po prostu będą do Ciebie nieprzerwanie płynąć. Wręcz przeciwnie: szykuj się na nagłe wyschnięcie źródła z bardzo wielu powodów.”
Idąc śladami Warrena Buffetta:
„Stwórz tyle osobistego majątku ile uważasz za słuszne i rób to tak długo, jak długo sprawia Ci to przyjemność.”

Fakt, że Buffett, od lat w pierwszej trójce najbogatszych ludzi na świecie (z majątkiem wycenianym na 73,3 miliarda dolarów) mówi: „Na dobrą sprawę nie interesuje mnie nic materialnego” i od ponad 60 lat mieszka w tym samym skromnym domu, powinien dać Ci nieco do myślenia. Zapytany dlaczego nie kupił sobie jachtu, odpowiedział: „To by jedynie skomplikowało moje życie.”
Buffett zna siebie, Buffett zna swoje wartości i ma swoją filozofię. I nie polega ona na komplikowaniu. Polega na upraszczaniu życia i mnożeniu majątku po to, by móc pomnażać majątek po to by móc pomnażać majątek, po to…
Wracamy, już na sam koniec, do Carla Icahna, całkowicie innej osobowości, całkowicie innych wartości i całkowicie innej filozofii biznesu. Dla przypomnienia:
Pieniądze są moją armią, a armię trzeba mieć zawsze przy sobie.”
Ta metafora, pieniędzy jako armii, mówi nam bardzo wiele o wojowniczym Icahnie. Wiemy już dodatkowo, że pieniądze SĄ najpotężniejszą świecką siłą na świecie i że „Wyznawcy” siłę tę szanują i kumulują, by móc z niej korzystać kiedy chcą i/lub kiedy trzeba. Wiemy też, że rozrzucanie tej siły na lewo i prawo wzmacnia innych a osłabia nas, dokładnie tak samo jak władcę może drogo kosztować słaba, niezdyscyplinowana, słabo wyszkolona i nielojalna armia.
Słowa Carla wyjaśni nam w ostatnim cytacie jego przyjaciel, Mark Stevens:
„Kapitalistyczne szachy nie mogą być rozgrywane bez pieniędzy, czyli w tym wypadku, bez jego 'armii’. To właśnie ta 'religia’ napędza kumulowanie i rozrost majątków, ponieważ jej wyznawcy stoją w jaskrawej opozycji do ludzi ogarniętych gorączką niszczycielskiej ślepej konsumpcji. Co więcej, to właśnie ta 'religia’, paradoksalnie, nakierowuje swoich wyznawców na to co NIEMATERIALNE, czyli na to, co ma dla nich największe znaczenie, niezależnie od tego czy jest to budowanie imperium czy kupowanie wolnego czasu na ryby z wnuczkiem. Pieniądze są dla nich fundamentem, ale absolutnie NIE są dla nich wszystkim.”
Mówiąc prościej: to dzięki armii wygrywasz wojny, NIE oznacza to jednak, że armia jest celem samym w sobie. Celem jest właściwe używanie tej armii. Ale żeby jej używać, musisz najpierw ją mieć…
JA dziękuję za Twój czas i uwagę, jednocześnie polecając rozważenie inwestycji (skromnej acz opłacalnej) w mój najnowszy program: UWOLNIJ ZAKŁADNIKA.
Błąd: Brak formularza kontaktowego.
Dodaj komentarz