(nie) Być Jak Conor McGregor 4 – Ciemna Strona Wygrywania
Podcast: Play in new window | Download
Subscribe: RSS
„Zwycięstwa i porażki kształtują nas znacznie bardziej niż geny czy leki.” – dr Ian Robertson, autor książki o efekcie zwycięzcy.
Odgrażałem się, że więcej postów z serii „Być jak Conor McGregor” nie będzie bo temat uznałem już za wyczerpany a i moja fascynacja Conorem zaczęła słabnąć. Jednak Conor wspiął się na nowe wyżyny – tym razem głupoty i krótkowzroczności – więc tym razem spojrzymy na niego nie jako na inspirację tylko jak na ostrzeżenie. Ostrzeżenie pokazujące mianowicie co dzieje się, kiedy stracimy władzę nad własną władzą.
Ale najpierw, w skrócie i dla niezorientowanych, najnowsze osiągnięcie Conora. Tuż przed najnowszą galą UFC, UFC 223 na korytarzu spotkali się dwaj Rosjanie. Jednym z nich był obecny mistrz UFC i prawdopodobnie najgroźniejszy z potencjalnych rywali Conora, Chabib Nurmagomiedow który ściął się z Artjomem Lobowem i strzelił go z liścia w twarz. Wszystko, jak to dziś bywa, zostało nagrane i wrzucone na YouTube.
Tak się składa, że Artjom jest bliskim przyjacielem Conora. Conor zebrał ekipę składająca się z około 20 krewkich Irlandczyków, zapakował siebie i ich do prywatnego odrzutowca i przyleciał z pianą na ustach prosto z Irlandii do Nowego Jorku. Można by sądzić że to czas wystarczająco długi by lekko ochłonąć, ale nie. Skończyło się tym, że cała irlandzka ekipa zrobiła w garażu hali widowiskowej niemałą rozpierduchę, której centralnym punktem był sam Conor rzucający wózkiem w okna autokaru, by – zapewne – trafić Chabiba. Chabibowi nic się nie stało, stało się za to dwóm innym zawodnikom, z których jeden miał rany cięte twarzy a drugi rany cięte rogówki, czyli samego oka. Obaj przestali być – dzięki głupocie Conora – zdolni do walki.
Wyczyny Conora „Waleczne Serce” McGregora możesz od zewnątrz i od środka zobaczyć na tym filmie:
Rodzi się pytanie – jakim cudem tak bystry i wykalkulowany człowiek jakim jest (lub był) Conor McGregor mógł zrobić coś tak głupiego i szkodliwego? To, że będzie go to kosztowało miliony – to już pewne. Domyślam się, że jedynym prawnikiem w USA, który nie składa przeciwko niemu w tej chwili pozwów jest ten, który będzie go bronił. Grozi mu 7 lat więzienia i całe miesiące medialnych egzekucji poprzez ćwiartowanie i obdzieranie ze skóry. Straty wizerunkowe to kolejne miliony.
Co mu zatem odjebało?
Odpowiedź, w skrócie, brzmi – władza. To władza mu odjebała. Zobaczmy zatem ten ciekawy mechanizm. Roboczo i być może nazbyt optymistycznie wykluczam czynniki takie jak kokaina i/lub sterydy. Nie mam pojęcia czy bierze i czy wciąga – chociaż wątek kokainy przewija się po forach już od wielu miesięcy. Skupmy się jednak na tym co wiemy na pewno – czyli na tym jak wygrywanie i związane z nim zwiększanie władzy działa na nasz mózg – a działa jak kokaina właśnie.
Zanim wrócimy do Conora, pogadamy sobie o rybkach, a dokładniej o rybkach z rodziny pielęgnicowatych. Spójrz na zdjęcie:
Trudno w to uwierzyć, ale na zdjęciu widzisz samców tego samego gatunku. Ten z lewej, tak zwany samiec T (samiec z terytorium) to umięśniony, kolorowy, agresywny, dominujący i przyciągający rybie lachony ogier. Samiec z prawej to nudny, szary, niepłodny i zakompleksiony samiec-dupa. Co zrobić, takie życie powiesz. Okazuje się, że nie do końca. Zamiana samca-dupy w samca-ogiera zajmuje tylko parę dni i jest pełna. Okazuje się bowiem, że jaskrawe ubarwienie i bycie królem rybiego podwóra przyciąga uwagę mew. Mewy mają przykry zwyczaj polowania na to co rzuca się w oczy a tym samym populacja samców T zostaje przetrzebiona. Co daje ogromną szansę szarakowi, czyli samcowi NT (’no territory’ czyli bez terytorium) by awansować jeśli chodzi o status. I kiedy pojawia się próżnia, bo zwalnia się – dzięki mewom – teren, dosłownie w jednej chwili, szarak zamienia się w wypierdalacza: powiększa się, robi się płodny, kolorowy, agresywny i dominujący. Jednym słowem – wraz z jego pozycją w stadzie zmienia się jego fizjologia. Bajka trwa dopóki kolejna mewa nie zwolni go z obowiązków rozpłodowych.
Na tym polega właśnie wspomniany w pierwszym zdaniu tego wpisu EFEKT ZWYCIĘZCY. Wygrana – i nie ma znaczenia czy jest to wygrana w MMA, szachach czy nawet wygrana zawodnika czy zespołu, któremu kibicujesz – powoduje wzrost poziomu testosteronu. Również u kobiet. Testosteron z kolej reguluje neuroprzekaźnik zwany dopaminą. Czyli – zwycięstwo powoduje potężny wyrzut testosteronu co z kolej wpływa na zwiększenie ilości dopaminy, zwanej błędnie „hormonem przyjemności” (dopa nie jest hormonem). To dopamina jest dyrygentem naszego ośrodka nagrody.
Dlatego, jak mówi nam dr. Robertson:
Wygrywanie wiąże się ze zwiększaniem władzy i 'smakuje’ dokładnie tak jak seks czy kokaina – ma działanie uzależniające.
Wygrywanie, dosłownie, zmienia nasz mózg o czym neurobiologia wie od kilkunastu lat a zawodowy boks wie od ponad 100. Osoby interesujące się zawodowym boksem znają bowiem pojęcie ’kelnera’ czyli chłopaka do bicia, którego wystawia się dobrze rokującemu bokserowi. I nie chodzi jedynie o nabijanie przyszłemu mistrzowi statystyk. I nie chodzi jedynie o to, by w tym lepszym pobudzić pewność siebie i poprawić jego obraz siebie. Owszem, czynniki psychologiczne są bardzo ważne – jednak najważniejsze jest to, że wygrywanie zmienia nasz mózg i nasz układ endokrynologiczny, czyli hormonalny.
Kiedy w 1995 roku były niekwestionowany mistrz świata kategorii ciężkiej, Mike Tyson wyszedł z więzienia, jego zespół i promotor Don King wiedzieli co robić. Potrzeba było wystawić mu kelnera, żeby Tyson mógł zacząć odbudowywać się i psychicznie i hormonalnie. Życiową szansę na bycie zmasakrowanym dostał Peter McNeeley i wytrzymał prawie 90 sekund. Kolejny kelner nazywał się Buster Mathis Jr i wytrzymał prawie 9 minut. Odbudowany Tyson ponownie sięgnął po tytuł pokonując Franka Bruno, przez nokaut, w 3-ciej rundzie.
Mechanizm tego podbudowywania jest dosyć prosty bo jak już wiemy wygrywanie zwiększa poziom testosteronu i dopaminy. Nie na zawsze, oczywiście, ale powoduje zmiany w strukturze mózgu, w ten bowiem sposób, że zwiększa ilość receptorów na testosteron i dopaminę reagujących. W skrócie – wygrywanie pobudza głód wygrywania, zwiększa pewność siebie, poziom agresji oraz motywacji. Zaczynamy czuć się (i być) coraz większym kozakiem… Nawet jeśli to zwycięstwa 'ustawione’ i odniesione na ludziach, którzy nie mieli żadnych szans… Tak więc Twoja mama się myliła – bicie słabszych ma jak najbardziej sens i przyczynia się do przyszłego bohaterstwa…
Jakiś czas temu oglądałem krótki dokument o facecie, który od szczeniaka tresował psy obronne, które następnie kupowali sobie sławni i bogaci. Kluczowym były dwa czynniki – po pierwsze szczeniak musiał spełniać określone cechy, które „dobrze rokowały” ale element numer dwa był równie ważny – szczeniak ten musiał być jednocześnie tresowany i chroniony przed traumą, czyli np. przed byciem sponiewieranym w walce przez innego psa czy psy. Chodziło o to, by nie miał negatywnych punktów odniesienia, nie miał na koncie porażek. Patrz, wypisz wymaluj, podstawianie mu kelnerów aż wyrośnie na bestię…
Ponieważ jesteśmy istotami społecznymi, żyjemy w hierarchii. Hierarchie te mogą być oficjalne i ściśle określone, ale są również ukryte i podświadome. W skrócie – zawsze i w każdym kontekście ktoś jest nad kimś i ktoś jest pod kimś. Łańcuch pokarmowy i kolejność dziobania – także wśród ludzi – są i będą biologicznym faktem. Wynika z tego prosty wniosek – ci na górze robią wiele by w sposób otwarty i ukryty zastraszyć i onieśmielić tych, którzy są niżej. Mówiąc prościej – zastraszanie i onieśmielanie innych jest grą, w którą namiętnie gra nasz gatunek.
Jednak kiedy wygrywasz, nawet jeśli wygrywasz z kelnerami, rośnie Twój poziom testosteronu i dopaminy a tym samym rośnie też Twoja ZUCHWAŁOŚĆ. Ktoś kiedyś pięknie i prawdziwie powiedział, że:
Bycie sympatycznym pomoże ci w budowaniu przyjaźni ale to zuchwałość koronowała królów…
Im więcej wygrywasz, tym bardziej „torujesz” swój mózg do kolejnego wygrywania. Sukcesy buduje się w oparciu o sukcesy z tego prostego powodu, że sukces żywi się sukcesem a nie porażkami. To dlatego wszyscy wymiatacze, z których wielu opisałem na tym blogu, mają totalnego pierdolca na punkcie wygrywania i są od wygrywania uzależnieni.
Czy słowa miliardera Bernie Ecclestone’a nabierają teraz dla Ciebie nowego, głębszego sensu?
„Największa szansa leży w znalezieniu graczy, którzy mają pecha. Uwielbiam grać przeciwko pechowcom.”
„NIGDY się nie poddawaj. MUSISZ WYGRYWAĆ!”
„SZCZĘŚCIE polega na WYGRYWANIU za wszelką cenę”
Dlatego tak kurewsko ważnym jest zasada małych zwycięstw, czyli znalezienia swoich własnych kelnerów, których będziemy mogli, z niemal 100% pewnością, sklepać na miazgę. Nasze małe codziennie zwycięstwa podbudowują nad do zwycięstw większych, pobudzają nasz głód i napędzają do sięgania po jeszcze większą władzę i wpływy. Władza bowiem ZAWSZE wiąże się z EKSPANSJĄ – fizyczną, emocjonalną, psychologiczną.
Władza jest jednocześnie antydepresantem jak i środkiem uspokajająco-upajającym – dr Ian Robertson
Wiemy już zatem, że zuchwałość koronowała królów. Wiemy również, że od zuchwałości dosyć blisko do poczucia bezkarności. Tak się dowiem składa, że zupełnie jak u wspomnianych rybek, wraz z wygrywaniem pompuje się również i nasze ego – i zaczynamy mieć tendencję do uważania siebie za nieśmiertelnych i we własnych możliwościach nieograniczonych. Czyli – że jesteśmy w stanie w pełni kontrolować wydarzenia oraz konsekwencje naszych czynów. Bardzo przydatna rzecz jeśli chodzi o szybkie wspinanie się na szczyty. I bardzo przydatna rzecz jeśli chodzi o z tych szczytów szybkie i widowiskowe spadanie.
Co przywraca nam do gry Conora…
Wygrywanie i zdobywanie władzy sprawia, że stajemy się bardziej energiczni, inspirujący a nawet bardziej bystrzy. Mamy większy apetyt na rywalizację oraz na ryzykowanie. Jesteśmy bardziej zdecydowani, bardziej skupieni na celach oraz bardziej strategiczni. Oraz, znacznie lepiej niż maluczcy na dole, znosimy stres i presję. Jednak…
Ciemną stroną władzy jest to, że stajemy się również podatni (a właściwie jesteśmy skazani) na egoizm, bycie agresywnymi i aroganckimi, na dominowanie nad innymi poprzez zastraszanie, szokowanie czy zaskakiwanie, podmiotowe traktowanie innych (jesteś użyteczny na tyle na ile możesz pomóc mi osiągnąć moje cele) oraz hipokryzję i brak kontroli nad swoim zachowaniem. Patrz – popełnianie przestępstw i łamanie norm społecznych.
Niekontrolowana ilość władzy rozreguluje każdy mózg. Każdy! – dr Ian Robertson
I tak wygląda to właśnie tutaj. Conor w bezprecedensowym tempie wspiął się na szczyty sławy i bogactwa. Nie ma żadnych wątpliwości, że siły które działały na niego – od środka i z zewnątrz – musiały być ogromne. Dodatkowo nie pomagał mu fakt, że od walki z Floydem nie pracował nad żadnym nowym sportowym projektem. W skrócie – miał bardzo dużo czasu, bardzo dużo możliwości i bardzo dużo poczucia bezkarności. Zuchwałość, która dała mu podwójną koronę zrzuciła go jednocześnie z tronu. Conor, po prostu, stracił władzę na własną władzą. Przestał kontrolować własne ego a tym samym ego przejęło kontrolę nad nim. Stał się pasażerem we własnym rozpędzonym Lambo.
Jest fascynującym jak historia McGregora potoczy się dalej. Z mojego punktu widzenia – i z punktu widzenia „efektu zwycięzcy” – największym wyczynem Conora było skuteczne podniesienie się po porażce z Diazem. O ile bowiem efekt zwycięzcy mówi nam, że zwycięzcy mają większe szanse na kolejne wygrane, wskazuje nam też logicznie, że porażki warunkują do kolejnego przegrywania. Fakt ten potwierdzony jest statystycznie – nie tylko w sporcie. A to realnie oznacza, że Conor potrzebuje teraz ZWYCIĘSTWA i to epickich rozmiarów – i to najprawdopodobniej na przeciwniku największym – czyli na przeciwniku wewnętrznym. Przypominam, że to Conor właśnie wypowiedział te słowa:
I na koniec, jeszcze raz guru „efektu zwycięzcy”, dr Ian Robertson:
„Prawdziwi zwycięzcy rozumieją, jak niebezpiecznym psem może być ego. Dlatego trzymają tego psa na odpowiedni dystans, na krótkiej ale mocnej smyczy.”
„Klucz do sukcesu trzyma nie osoba, która jest najmądrzejsza czy najlepsza,
ale przede wszystkim ta, która z pełnym przekonaniem może powiedzieć:
‚ZASŁUGUJĘ NA TO!’
Wszystko kręci się wokół frazy:
‚DLACZEGO NIE JA?’
I nie chodzi o to, że po prostu tak mówisz.
Chodzi o to, że musisz tak czuć!”
Błąd: Brak formularza kontaktowego.
-
11 kwietnia, 2018 o 12:55
Zajebisty artykuł…
Pozdrowienia z miasta posiadającego największy park miejski w Polsce ;).
-
11 kwietnia, 2018 o 14:12
Ciekawe kto to 🙂
-
9 czerwca, 2018 o 00:02
Trafiłem tu z Twojego wywiadu (MEGA!) w Przygody Przedsiębiorców u Adriana. Artykuł świetny! Podoba mi się styl tego bloga, poczytam więcej 🙂
-
9 czerwca, 2018 o 01:19
Dzięki i witaj!
-
22 lipca, 2018 o 17:13
Ten blog to kawal solidnej i pozytecznej roboty.Dzieki i pozdrowienia z miasta znajdujacego sie reguralnie od lat w czolowce z najbardziej zasyfionym powietrzem.
-
22 lipca, 2018 o 21:08
Dzięki!
Dodaj komentarz