O szkodliwości współczucia i litości
Podcast: Play in new window | Download
Subscribe: RSS
Kiedy mówię na głos, że jedną z najważniejszych cech – dla każdego, kto chce cokolwiek osiągnąć – jest bezwzględność, ludzie patrzą na mnie jak na psychopatę i Adolfa Hitlera coachingu. Kiedy mówię o tym, że litość i współczucie to szkodliwe stany emocjonalne – ci sami ludzie są pewni, że ponownie otworzę obozy koncentracyjne. Sprofanujmy zatem w radości ten judeo-chrześcijański mit użyteczności miłosierdzia poprzez litość i współczucie.
Kiedy mówimy o współczuciu – w samym słowie jest już fakt, że czujesz (a raczej sądzisz, że czujesz, jeśli mamy być nieco bardziej precyzyjni) to co ten, komu współczujesz. Mówiąc inaczej – jednoczycie się np. w rozpaczy. Ponieważ czujecie się dokładnie tak samo (jak się wam wydaje) na dobrą sprawę jedno z was staje się zbędne. Emocjonalnie przytakuje. To jak w tym bezmyślnym powiedzeniu, że udany związek to dwie połówki – co sugeruje, że jedno jest półdupkiem i drugie jest półdupkiem. Udany związek nie składa się z dwóch połówek, tylko z dwóch jedności. Nie jestem żadną połówką! Ani ona nie jest żadną połówką! I dzięki temu możemy tworzyć udaną całość większą. No dobra, bo się rozproszyłem (przed czym ciągle przecież Cię ostrzegam…)
Tak więc wiemy już, że współczucie oznacza, że stajesz się kołkiem – dołączasz do chóru i śpiewasz jak on. Jest przecież jeszcze litość. „Nachylić się nad kimś w litości”. Właśnie – dla mnie litość oznacza poczucie wyższości. Uznanie tej drugiej osoby (czy osób) jako ofiary niezdolnej do podniesienia się, niezdolnej do samodzielnego działania i walki przeciwko czemuś lub o coś. Jest w litowaniu się jakaś forma sadystycznej władzy i wywyższania. Dla mnie, przynajmniej.
Spójrzmy zatem jaka jest alternatywa. Dosłownie spójrzmy.

Oto twarz empatii.
Kto nie widział „Whiplash” – niech zobaczy. Najważniejszy film o relacji mentor-uczeń jaki znam (tak, tak, ważniejszy nawet niż stary „Karate Kid”!).
Jaka jest różnica między empatią a współczuciem? Taka, że współczujący współczuje – a empatia oznacza rozumienie. NIE oznacza, że solidaryzujesz się emocjonalnie. Rozumiesz co ten ktoś przeżywa, być może dlatego, że sam „tam byłeś”, być może dlatego, że wygrzebałeś się z podobnego lub większego gówna i wiesz, że możesz być pomocny. Nie poprzez zamienienie się w bezwartościową z punktu widzenia pomocy galaretę – tylko poprzez zmotywowanie / zainspirowanie tego kogoś do pozytywnego działania. Zanim wyjaśnię to dalej, dwa ważne elementy.
Pierwszym jest to, o czym wielokrotnie już pisałem – czyli kwestia tego, na co zwracasz uwagę. Generalnie, każdy słyszał to już do zarzygania – to na co zwracasz uwagę narasta.
Cokolwiek teoretyk wymyśli, praktyk udowodni
Szukasz spisków, układów, sznurków i rąk za nie pociągających – znajdziesz. Na bank znajdziesz. Koncentrujesz się na tym, dlaczego się nie da? To się dowiesz – obficie – dlaczego się nie da. Koncentrujesz się na tym co DA się zrobić – znajdziesz rozwiązania lub chociaż spróbujesz. Nie chcę uderzać w górnolotny ton, ale faktycznie jest w życiu coś magicznego – bo Twój umysł je w jakiś stopniu generuje.
Tak więc mamy kwestie tego, na co zwracasz uwagę. Na coś, co może dać pozytywny wynik (rozwiązanie lub coś twórczego) lub rozpraszasz się na wszystko pozostałe.
Drugi element. Kwestia obowiązku. Mówiąc inaczej – poczucie misji, zadania. To co dla jednych jest opcja, wyborem, luźnym zobowiązaniem czy nawet koszmarem, dla innych (nielicznych dodajmy) jest obowiązkiem. Weźmy mój ukochany temat – diety. 95% ludzi nie osiągnie celu lub nie utrzyma wagi. Dlaczego?
Dlatego, że nie traktują tego jako swojego pieprzonego obowiązku! Dla nich to zachcianka, kwestia „wolnej woli” i tym podobnych metafizycznych gówien. Dlaczego ja schudłem i dlaczego dalej zmniejszam poziom tkanki tłuszczowej w tym samym czasie zwiększając ilość masy mięśniowej? Bo to dla mnie obowiązek.
To mój moralny obowiązek, by osiągnąć PEŁNIĘ POTENCJAŁU – również w tej kwestii. Kompulsja. Misja. Moje zadanie. Tak samo jak zadaniem komandosów z GIGN było odstrzelenie lub pojmanie tych fundamentalistycznych debili. Mimo, że się zabarykadowali. Mimo, że strzelali. Mimo, że już zabili policjantów. A może raczej nie mimo – DOKŁADNIE dlatego, że to zrobili. Dlatego, że to było ich pieprzonym obowiązkiem. Plus byli do tego przygotowani.
Empatia oznacza, że rozumiem przez co przechodzisz a więc mogę Ci pomóc. Mogę, bo rozumiem. Emocje są przereklamowane. Wspólne płakanie nie załatwi tematu. Wspólne śmianie się też nie. Temat załatwia skuteczne działanie. To dlatego NIE współczuję i nie lituję się nad grubymi ludźmi. Bo wiem, że to ich wina (ja wiem, ja wiem, Ty akurat jesteś w malutkiej grupie obciążonej genetycznie albo endokrynologicznie, wiem, zjedz coś dla uspokojenia). Nie współczuję i nie lituję się, bo byłem tam i wiem, że to można zmienić. Gorszy od grubasa jest jedynie użalający się, zasmarkany grubas. (Zaznaczam słowa – można zmienić – w przeciwieństwie np. do jakiś form kalectwa).
Film dopiero wszedł do kin, jest dość niszowy, więc nie będę zdradzał za dużo. Tak, gość przeginał. Tak, był psychopatą. A może nie przeginał i nie był? Co powiesz po koniec?
Oczywiście liczy się intencja. Zawsze podobała mi się metafora stada owiec i owczarka. Owczarek jest w stosunku do owiec ostry, oschły, pogania je, traktuje mało subtelnie. Ale to właśnie on jest tym, który chroni je przed złem najwyższym – wilkami. Owczarek (na chwilę potraktujemy psa pasterskiego jako człowieka) ma w dupie co myślą o nim owce nie dlatego, że jest zblazowany, że mu obojętne. Jest to po prostu drugorzędne, bo jest LOJALNY ZADANIU jakie ma do wykonania. Ma swoje obowiązki. Ma chronić – a nie być lubianym. Ma pomagać – a nie być akceptowanym. To jego misja. Jest na niej jednopunktowo skoncentrowany.
To dlatego empatia jest dobra a współczucie i litość są szkodliwe. Są jak nowotwór drobnokomórkowy – nie widać go na zdjęciach a kiedy już staje się widoczny, jest zazwyczaj za późno.
Najgorszym, absolutnie najgorszym rodzajem litości jest litość własna. Czy ja tym samym twierdzę, że masz zadawać sobie ból i się nienawidzić? Absolutnie nie – wręcz przeciwnie. Powinieneś odczuwać do siebie bezwzględną miłość. Bezwzględna miłość – dla wyjaśnienia – nie polega na tym, że kochasz się bezwarunkowo. W miłość bezwarunkową jakoś nie wierzę (może matki do dziecka, nie wiem, raczej nie doświadczę bycia matką, więc nie mam pojęcia). Mówię o szorstkiej miłości własnej. Wymagającej.
Wymagającej czego? Wymagającej od siebie OSIĄGNIĘCIA PEŁNI SWOJEGO POTENCJAŁU. A do tego zazwyczaj potrzeby jest ktoś, kto wie co robi i kto jest bezwzględny (patrz – „Whiplash”). W jednej z najlepszych scen, ten miło wyglądający Pan ze zdjęcia mówi, że nie ma dwóch bardziej szkodliwych słów niż „dobra robota”. Dlaczego? Dlatego, że skazują cię na bycie dobrym, na samozadowolenie, na bycie średniakiem – na obrastanie tłuszczem w satysfakcji.
Ralph Waldo Emerson powiedział kiedyś, że:
Naszym największym życiowym życzeniem jest spotkanie kogoś, kto zmusi nas do robienia tego, na co nas stać.
Kto wymusi na nas osiągnięcie pełni potencjału, bycie najlepszą wersją siebie samych. I oby był to ktoś bezwzględny.
Już wiesz, dlaczego współczucie i litość są największymi wrogami ludzi, którzy chcą czegoś innego niż mierności i przeciętniactwa.
TO CO UKRYTE, W KOŃCU STAŁO SIĘ JAWNE…
Poznaj metody, które dają siłę najlepszym
Ten program da Ci:
- POCZUCIE MOCY
- POCZUCIE KONTROLI
- POCZUCIE SKUTECZNOŚCI
W CAŁOŚCI oparty o sprawdzone w praktyce metody
najlepszych mentalnych trenerów na świecie!
Dowiesz się jak:
- Określić swoją życiową FILOZOFIĘ
- Przełożyć tę filozofię na Twoją MISJĘ
- Rozbić tę misję na działające PROCESY
- Przełożyć te procesy na Twoje ZWYCIĘSTWA
Najważniejsze korzyści wynikające z PANUJ & POSIADAJ:
- WIĘCEJ PEWNOŚCI
- mniej zagubienia
- WIĘCEJ ZAUFANIA
- mniej stresowania
- WIĘCEJ WYGRYWANIA
- mniej sabotowania
UWAGA – NIE KUPUJ jeśli nie masz zamiaru pracować nad sobą!
PANUJ & POSIADAJ to 121 minut nagrania + PDF z pełną transkrypcją
TO MÓJ NAJWAŻNIEJSZY I NAJSKUTECZNIEJSZY PROGRAM
-
11 stycznia, 2015 o 21:25
Pan jest ostatnio w naprawdę bardzo dobrej formie 🙂
-
11 stycznia, 2015 o 21:45
Zatem chwalmy Pana 🙂
Rafał -
12 stycznia, 2015 o 14:25
Rafale niesamowity tekst. Czy nie sadzisz, że nadmierna miłość własna może doprowadzić do pewnego zaślepienia i braku samokrytycyzmu? Wiem- szorstka miłość, ale czy granica nie jest zbyt cienka, żeby przestać dostrzegać własne blędy? Mam też wrażenie, że od niektórych oczekuje się ,,na wejściu” empatii i współczucia. Nie wiem, czy to kwestia wizerunku, czy może wykonywanego zawodu. Film obejrzę. W ten weekend. Dzięki.
-
12 stycznia, 2015 o 14:38
Nadmiar miłości własnej – mam wrażenie, że większości ludzi to jednak nie grozi. Nie mówię o szkodliwości, tylko o nadmiarze. Z prostej przyczyny – niemal wszystko wkoło intensywnie walczy o to, żeby zwiększyć poziom Twojej bezradności. Media chociażby.
Poza tym nie przejmowałbym się tym – nie da się pozbyć z życia problemów. Jedną z oznak tego, że działasz z rozmachem, że zmieniasz się, że rośniesz jest to, że pojawiają się NOWE, WIĘKSZE problemy.
Problemy nie są czymś, czego należy się obawiać – tylko czymś co należy wyczekiwać by się z nimi zmierzyć i je pokonać.
Zresztą, zgodnie z dzisiejszą grafiką na moim profilu, nie zajmuj się problemami tylko wynikami, które chcesz osiągnąć.
Tak więc problemy nie muszą być zawsze problemem, a błędy – fajnie uczyć się tylko na błędach innych, ale tak się nie da. Jasne, że będziesz robić błędy, to część procesu rozwijania się.
Powiem tak: jeśli czegoś chcesz – zrób to. Ale jeśli czegoś chcesz i się dodatkowo obawiasz – MUSISZ to zrobić. Ty pytasz – zwróć uwagę – z pozycji strachu: a co jeśli wystąpi zaślepienie, granica będzie zbyt cienka, popełnię błędy? Pod spodem jest lęk, obawy, zwątpienie. Dlatego MUSISZ to zrobić – bo to Cię wzmocni. Lęk jest kompasem.
Pamiętasz historyjkę o komandosie Navy SEALs i instruktorze? Żyj w 1-metrowym świecie? Nie myśl tyle, rób. Na poprawienie będzie jeszcze czas.
-
12 stycznia, 2015 o 17:09
Czekam na Twoją książkę.
-
13 stycznia, 2015 o 12:00
I need an advice. A co z sytuacją kiedy spierdoliłem coś w pracy, i nie mogę już tego naprawić – poszło w biznes. Zwyczajnie w takiej sytuacji wkurwiam się na siebie co psuje moją postawę na jakiś moment. Jak z tego wyjść?
-
13 stycznia, 2015 o 12:12
Normalnie. Czasu nie cofniesz. Odrób lekcję, zamknij rozdział, napraw co się da, przeproś jeśli się da, zadośćuczyń (jeśli się da), postaw sobie nowe cele i użyj tego gówna jako nawozu pod przyszły rozwój. Nie pozwól na to, by zmarnował się wspaniały kryzys! Nowe problemy to nowe okazje – szczególnie w biznesie.
Jest różnica między słabym, neurotycznym katolickim padaniem na kolana „moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina” – a wzięciem odpowiedzialności w sposób twórczy. -
13 stycznia, 2015 o 12:39
thx!
-
6 lutego, 2015 o 17:15
Ale mi kopa sprzedałes chłopie..
Czekam na wiecej!
ps przydałaby sie opcja obserwowania profilu na fb
pozdrawiam
-
-
6 lutego, 2015 o 20:59
i tym sie bede musial zadowolic
ale w natłoku facebook’owego shitu dobrze byłoby miec powiadomienie o każdym nowym poście -
7 lutego, 2015 o 06:13
Polecam również RSS – dostaniesz każdy nowy post na maila. Każdy nowy post jest również udostępniany na https://www.facebook.com/MarketingNaSterydach
Ale fakt, pomyślę jednak nad dedykowaną stroną na FB.Dzięki za Twój czas.
-
22 kwietnia, 2016 o 16:42
Takie coś ostatnio przeczytałem i nie wiem czy to nawet nie u Ciebie było – litość to jest utrzymywanie przy życiu czegoś, co powinno „zginąć”
-
22 kwietnia, 2016 o 18:10
Tak, mówię o tym w „Bezwstydzie” cytując Nietzsche: „W ogólności, litość staje w poprzek prawu rozwoju, które jest prawem selekcji. Litość zachowuje przy życiu to, co dojrzało do zagłady, broni wydziedziczonych i skazańców życia, mnóstwem wszelkiego rodzaju nieudatnych tworów, które utrzymuje przy życiu, nadaje samemu życiu posępny i podejrzany widok.”
Skomentuj Rafał Mazur Anuluj pisanie odpowiedzi