Pozytywna sztuka przerażania siebie samego
Ostatnio coraz mniej kręci mnie Zen a coraz bardziej Jaskiniowiec.
Realnie oznacza to, że coraz mniej interesuje mnie osiąganie spokoju i balansu a coraz bardziej fascynuje mnie wykorzystywanie niepokoju i żywienie się stresem (traktowanie stresu jako batoników energetycznych jak mawia John Eliot).
Poprawna politycznie wersja brzmi – można pozbyć się strachu oraz lęków i żyć w pełni spokojnie. Nie wiem, być może można. Mam jednak co do tego coraz więcej wątpliwości.
Wiadomo, że strach/lęk to skrajnie silne emocje, czyli skrajnie silna energia. Może więc zamiast zamieniać się w medytującego mnicha warto wykorzystać tę energię jako sterydy do swoich osiągnięć.
Bo równanie jest proste – albo osiągnięcia, albo spokój. (Chyba, że osiągnięcie spokoju jest dla Ciebie najwyższym osiągnięciem).
Wczoraj, jak zresztą codziennie, oglądałem wywiady z ludźmi sukcesu, których podziwiam.
Padło na Marka Burnett’a – telewizyjnego producenta takich hitów jak The Apprentice, Survivor czy mojego ukochanego Shark Tank. Prowadzący zadał mu pytanie:
'Chcesz rozpocząć biznes, ale paraliżuje Cię strach. Co robisz? Jak pokonasz strach przed porażką?’
Burnett odpowiedział, że owszem, można odczuwać strach przed porażką, albo strach przed nieznanym i że jest to OK.
Jednak w jego przypadku nic nie przeraża go tak bardzo jak świadomość, że nie zrobił nic. Że nie wszedł na ring. Że rozczarował siebie i swoją rodzinę. Że okazał się frajerem, który zamiast działać dzieli włos na czworo i ciągle przygotowuje się lub analizuje. Że tak bardzo przeraża go to poniżenie (mogłem, ale nie zrobiłem) że strach przed nieznanym, sukcesem lub porażką jest przy tym niczym.
Strach przed byciem frajerem. Strach przed byciem ciotą. Strach przed rozczarowaniem siebie samego. To jest dla mnie pozytywna sztuka przerażania siebie samego. To jest przekierowanie silnej negatywnej energii w silne pozytywne rezultaty.
Żeby dopełnić całości obrazu – Mark ma swoją filozofię, którą nazywa „Jump In” czyli „wskakuj”. Zaczynasz działać mimo braku pełnego przygotowania. Dlaczego? Dlatego, że nie da się być w pełni przygotowanym. Nigdy nie będziesz wiedzieć wszystkiego. Jest zbyt wiele zmiennych.
Jeśli wiesz 30-50%, zawierzasz swojemu instynktowi i wskakujesz. Przy czym nie wskakujesz z naiwną myślą: wiem już wszystko i jestem nieśmiertelny.
Wskakujesz wiedząc, że sporo nie wiesz, dlatego działasz, ale działasz ostrożnie odkrywając nieznane jeszcze elementy układanki. Znasz to z autopsji – pierwsze raczkujesz, potem chodzisz i dopiero później biegasz.
Ale najważniejsze – wskakujesz, bo przeraża Cię myśl bycia frajerem, który nawet nie spróbował.
PS – spójrz na strukturę tego, co robi Mark Burnett. On analizuje (emocjonalnie) to co stanie się, jeśli czegoś NIE zrobi.
Większą wagę przywiązuje do ceny, którą przyjdzie mu zapłacić za bycie pasywnym niż za bycie aktywnym (o ile cel jest słuszny). Wie, że NIE zrobienie czegoś pozytywnego nie kończy się wynikiem „zero” tylko zawsze wynikiem minusowym. Rozczarowaniem, poniżeniem, upokorzeniem, oszukaniem siebie samego, utratą szacunku.
Tworzy więc w głowie film daleko wybiegający poza – „jeśli tego nie zrobię to po prostu nie będzie zrobione”.
Dodaj komentarz